poniedziałek, 18 stycznia 2016

rozdział 9


Nadia siedziała na ławce za rezydencją. Przed nią rozpościerał się widok na ogrody przy rezydencji oraz na las rozpościerający się wokół. Posępne gołe drzewa i martwa roślinność skryta pod warstwą śniegu, wprawiała dziewczynę w melancholijny nastrój. Uciekła na moment, by móc pobyć sama ze sobą, pomyśleć nad ostatnimi wydarzeniami.
- Widzę, że lekcja przyjęta. –Nadia od razu rozpoznała ten arogancki ton. Nataniel.
- Jeny, to znowu ty – jęknęła odwracając głowę w jego kierunku. W tym samym momencie przesłoniła dłonią świeżą ranę a na jej policzku wykwitł delikatny rumieniec.
- No już, nie chmurz się. Ale dzisiaj na korytarzu pachnie twoja krew mmmm... – zaśmiał się. Nachylił się nad dziewczyną - to naturalne że oblubienica chodzi nieraz zakrwawiona, nie musisz tego ukrywać. Zwłaszcza oblubienica króla – zaszeptał. Nadia poczuła nagły ścisk w sercu i zawstydzona tymi słowami prychnęła z irytacją.
- Denerwuje mnie to określenie. Jest takie...
Wtem zza lewego skrzydła zaczęła wychodzić potężna grupa ludzi, ubranych na czarno. Nadia odwróciła się do Nataniela, który stał za ławką na której siedziała. Podniosła jedną brew i lekkim skinięciem wskazała na mężczyzn przyodzianych w czerń.
- A ci to kto? – Zapytała. Przypatrzyła się uzbrojonym mężczyznom w czarnych, skórzanych uniformach. Były one dobrze dopasowane do ich sylwetek, by chroniły jak najwięcej ciała, ale nie krępując ich ruchów. Na ramionach mieli, pikowane srebrnymi kolcami, naramienniki. Wzmocnienia na klatce piersiowej, kolanach i łokciach lekko się odznaczały. Przy jednej nodze mieli kilka pasów, za którymi kryły się niewielkie ostrza. Na rękach mieli skórzane rękawice z ochraniaczem na pięści. Niektórzy mieli na głowie czarne, głębokie kaptury, peleryny zarzuconej na ramiona. Wyglądali niebezpiecznie jak i tajemniczo.
- To gwardia królewska. Najlepsi z łowców.
- Łowców?
- Taa... zadaniem wszystkich łowców jest tropienie i uśmiercanie wszelkich tworów ICGEB
- Że co?! – zmroziło ją to - Przecież to organizacja w której pracuje moja siostra!
- Zaraz ci wytłumaczę, chodź lepiej już do środka, byłaby taka szkoda gdyby skarbek króla się przeziębił- zironizował i odwrócił się na pięcie nie czekając na dziewczynę.
Udali się w stronę tylnich drzwi. Wtem usłyszała podniesiony głos Artura.
-Jak to nie dało się ich wyśledzić?! Przecież to zwykłe pełzacze!
- Panie, bez waszego wsparcia...
- Chodź mała stąd- popchnął ją blondyn w stronę korytarza jak małe dziecko. Powstrzymała się by nie prychnąć na niego, jak wściekły kocur. Nataniel pomógł jej zdjąć płaszcz. Nadia wymamrotała coś pod nosem, co miało być podziękowaniem. Jasnowłosy rozsiadł się w fotelu naprzeciwko niej. Nadia usiadła na beżowej kanapie i rozglądnęła się dookoła. Nie była jeszcze w wielu pomieszczeniach rezydencji i za każdym razem gdy wchodziła do nowego trudno było ukryć zachwyt. Ten pokój utrzymany był w jasnych kolorach beżu i wanilii. W centralnej części znajdował się kominek. Pod oknem stała duża kanapa i fotele. Przed nimi stał niski stół na którym teraz znajdował się bukiet herbacianych róż.
- ICGEB moja droga już od dawna nie zajmuje się tylko rozpatrzeniem chorób genetycznych i biotechnologią nowoczesną. Wiesz na czym „polega" – zironizował – ich praca? W rzeczywistości wielu upadłych wpadło w ich łapska. Bawiąc się naszym DNA próbowali stworzyć eliksir młodości, oraz dojść do nieśmiertelności. Nauczyli się wydzierać dusze i nimi manipulować. Stworzyli wiele kreatur z pozszywanych szczątek zmarłych, z którymi miałaś nieszczęście się spotkać.
- Ze to świństwo jest ich sprawą?! Ale dlaczego akurat po mnie to coś przylazło?
- Widzisz, one są wyczulone na królewską krew. To już sprawka ich zabaw z genami. Przebywając tak często w obecności króla stałaś się pożądanym kąskiem dla nich. Artur stawiał zazwyczaj kilku łowców, przy twoim mieszkaniu, lecz akurat tego dnia wszystkie pobliskie jednostki zostały wysłane na Wall Street, bo tam w ściekach było skupisko tego plugastwa.
Nadia wzdrygnęła się.
- Nie miałam kiedy pogadać z nim o tym wypadku. Natłok informacji dzień po. Wiesz może... co się stało z Kastielem?
Nataniel westchnął. Oparł swój łokieć na kolanie i oparł głowę na dłoni. Wpatrywał się chwilę w Nadię.
- Pogadaj o tym z Arturem. – odrzekł w końcu. – Chodź coś zjeść. W nocy straciłaś trochę krwi, musisz nabrać sił.
- Nie, odpowiedz mi na pytanie – powiedziała twardo.
Nataniel zrobił nieprzyjemną minę.
- Podgadaj o tym z Arturem. Teraz chodź – powiedział z naciskiem.
*
Weszła do wskazanej przez Nataniela komnaty. Był to gabinet Artura. Siedział tam teraz pochylony w fotelu, trzymał on głowę w dłoniach opartych na biurku. Jego krucze włosy opadały kosmykami na twarz. Wyglądał na zmartwionego. Nadia podeszła wolno i położyła dłoń na jego ramieniu.
- Artur...
Przetarł twarz i zlustrował czarnowłosą.
- Chodź tu – złapał ją za biodra i posadził sobie nieoczekiwanie na kolanach.
– Chyba będę musiał z tobą porozmawiać o przeistoczeniu – powiedział poważnie.
- To chyba nie jest aż takie straszne, że mówisz o tym z takim smutkiem – powiedziała zamyślona.
- Wiesz, ugryzienie jest z tego chyba najprzyjemniejszą rzeczą. – Nadii zadrżały ramiona na te słowa, przywołujące wspomnienie ubiegłej nocy. Brunet zauważył to.
- Nie, nic z tego. Jeszcze nie – powiedział zrezygnowany, po chwili namysłu i pogładził ją po policzku. Spojrzał jej głęboko w oczy.
- Ale wtedy...
- Cii...
Brunet odgarnął delikatnie jej warkocz, odsłaniając długą, smukłą szyję, przyozdobioną kwiatami zakrzepłej krwi. Nachylił się, wtulając ostrożnie w jej ramię. Zachwycił się, otulony znajomym zapachem skóry dziewczyny. Nadia poczuła jak jego krucze włosy tańczą po jej nagiej skórze, wywołując przyjemne łaskotanie. Artur delikatnie musnął językiem jej ranę. Poczuł lekkie drgnięcie jej ramion otartych o lęk.
- Nie bój się – zaszeptał jej do ucha. Jego szept sprawił, że poczuła przyjemny ucisk w dole brzucha. Nadia spojrzała na jego pociągłą twarz, wyrzeźbione ramiona skryte pod materiałem ciemnej koszuli. Mężczyzna ją elektryzował, przyprawiając o szybsze bicie serca.
Zaczął gładzić jej szyję samymi opuszkami palców, musnął przeciągle jej dekolt. Nadia czuła na sobie jego wzrok, jak uważnie bada każdą jej reakcje. Czarnowłosa wtuliła się w jego ramiona, wsłuchując w przyśpieszony rytm jego serca. Nagle znajoma fala bólu przeszyła jej głowę i usłyszała w myślach „Ten zapach... Cała taka moja". Nadia ujęła jego policzek, i zatraciła się w błękicie jego spokojnych oczu. Nieśpiesznie rozwiązała mu krawat, który po chwili leżał już u ich stóp. Wtem brunet delikatnie przeciągnął dłonią po jej piersi i zatoczył kółeczko wokół jej sutka, oddzielonego cienkim materiałem sukni. Dziewczyna westchnęła, zatracona tą pieszczotą. Artur znów spojrzał jej prosto w oczy. Rozmyślał nad czymś. Wtem ujął ją za tył głowy i przyciągnął do siebie. Ich wargi złączyły się w zmysłowym pocałunku. Ujął jej biodra i odwrócił ją do siebie tak, że teraz siedziała na nim okrakiem. Podniosła się nieznacznie, tuląc jego głowę do piersi. Mężczyzna wyraźnie słyszał przyśpieszone bicie jej serca. Brunet wznowił pieszczoty. Jedną dłonią wodził delikatnie po jej udzie. Jego dotyk był tak uważny, jakby bał się że zaraz ją spłoszy. Drugą dłonią dyskretnie rozwiązywał tył jej sukni. Po chwili śnieżny materiał zsunął się w dół. Mężczyzna wodził wzrokiem po wyłaniającej się sylwetce. Jasna cera, podkreślona rumieńcem jej policzków, delikatne krągłości, malinowa czerwień jej sutków. Nadia zauważyła nikły blask czerwieni, nieśmiało ogarniający jego zimne oczy. Mężczyzna objął ją w talii i jednym subtelnym ruchem podsadził czarnowłosą na mahoniowe biurko. Mężczyzna chłonął spojrzeniem swą wybrankę. Otwarte usta łapiące każdy oddech łączyły się zmysłowo, by potem spocząć na ramieniu, na brzuchu, ująć wagami sutek. Artur i Nadia złączyli się w wzajemnym uścisku. W wirze miłosnych igraszek Artur spostrzegł że jego koszula leży w nieładzie na podłodze. Dotyk nagich ciał, by stać się jednym w wspólnym rytmie bicia serc.
*
Całe popołudnie Nadia spędziła na przeglądaniu książek, zawierających historię upadłych. Średnio ją interesowały kształcenie się ich zdolności przez wieki i sposoby ukrywania przed ludźmi. Przerzucała kolejne kartki szukając jakiegoś zapisu o przeistoczeniu. Na próżno. Miała wrażenie że Artur sam wybierał te egzemplarze by uniknąć tego tematu.
Co jakiś czas przechodziła jej myśl o zdarzeniu tego ranka, a towarzyszył temu przelotny uśmiech.
- Wrr... a mieliśmy porozmawiać o Kastielu... - westchnęła. Jakoś bardzo tego nie żałowała, ale ten temat ją dręczył. Martwiła się o przyjaciela. Odwróciła się na plecy, a książkę wyciągnęła przed siebie. Wpatrywała się z zaciekawieniem w ilustrację jednoskrzydlatego upadłego. „Karą za pożarcie szlachetnej duszy, nie będącej potencjalnym oblubieńcem, jest ścięcie skrzydła, lub skrzydeł. Upadły zostaje okryty wieczną hańbą." Nadia zrobiła wielkie oczy.
- nie będącym potencjalnym oblubieńcem? To oblubieńca można od tak sobie zeżreć? Co za głupi świat.
Przewróciła kartkę. Ilustracja przedstawiała czarną sylwetkę z płomiennymi skrzydłami. – „Pożeracze dusz. To upadli których pozbawiono skrzydeł, a poprzez pożeranie kolejnych dusz potrafią wytworzyć z nich swe mentalne skrzydła. Osobniki bardzo niebezpieczne, zasługujące na śmierć."
- Brrr... - Nadia odrzuciła książkę. Przetarła oczy i tkwiła tak chwilkę w bezruchu pozwalając chwilę im odpocząć. Zaraz znów spojrzała przeciągle na książkę. Książka otworzyła się na stronie zatytułowanej ozdobnymi literami „Medium". Zaciekawiona tytułem przeglądnęła szybko tekst. Nagle jedno zdanie przykuło jej uwagę. „Odznaczają się od innych instrumentów swoją aurą i umiejętnościami czytania w myślach."
- Co? Przecież to niemożliwe.
„Są szczególnie niebezpieczne gdy zostają wybrane na oblubienice. Nie kontrolowane potrafią siać ogromne spustoszenie nabierając siły od właściciela, ale też i obdarowując ich tym samym. Zapieczętowując ich duszę można ułatwić im nauczenie się kontrolowania swoich zdolności. Jako jedyne istoty potrafią oczyścić dusze, wchłaniając samo ich plugastwo. Odnalezienie medium jest wyjątkowo trudne, gdyż zwykle zostają we wczesnym stadium rozwoju uznane za chore przez społeczeństwo innych instrumentów i zwykle eliminowane, bądź pozbawiają się samodzielnie życia."
Nadię przeszył dreszcz. Kilkakrotnie przeczytała tekst. „Umiejętnościami czytania w myślach".
- Czy to możliwe..? – szepnęła do siebie.
Odwróciła kartkę. Widniała na niej postać kobiety w długiej sukni, ciemnej sukni. Jej włosy były rozwiane na wszystkie strony. Od jej pleców rozpościerały się ciemne cienie, przypominające trochę nienaturalny czarny dym. Jedno jej oko było całkowicie czarne, pozbawione białka, tęczówka lśniła na czerwono a od niej odchodziły równie czerwone żyłki rozprzestrzeniające się nie tylko na czarne oko, lecz i na cały policzek. W dłoniach obejmowała ona jasny ognik.
Nadia wstała gwałtownie i dalej wpatrywała się w ilustrację. Odwróciła się na pięcie i już miała wybiec z komnaty, ale obraz zaczął jej się rozmazywać przed oczami. Nagle straciła równowagę i upadła nieprzytomna na podłogę.

Brak komentarzy: