poniedziałek, 18 stycznia 2016

Rozdział 10


Obudziła się w środku nocy. Usiadła na łóżku i przetarła oczy. Poczekała aż przystosują się do ciemności. Przyćmiona nieznośnym szumem w uszach, rozejrzała się po komnacie. Spostrzegła że była zupełnie sama. Miała na sobie czarną koszulkę nocną. Zajęczała. - Co się stało? - Szepnęła zrzędliwie do siebie. Chciało jej się pić. Bezradnie spojrzała na szafkę nocną.
-Oczywiście, to byłoby zbyt proste - westchnęła. - Przydałyby się jeszcze jakieś tabletki przeciwbólowe.
Zeskoczyła z wysokiego dębowego łóżka. Zakręciło jej się w głowie, ale zaraz złapała równowagę, opierając się o ścianę. Zastanawiała się, gdzie podział się Artur. Wymacała po ciemku klamkę i otworzyła masywne drzwi. Zaraz oślepiło ją światło kryształowych żyrandoli oświetlających korytarz.
- Dobra, teraz gdzie tu była kuchnia? Jadalnia? Cokolwiek...- mruknęła do siebie.
Wymknięcie się z pokoju przypomniało jej sytuację, gdy była jeszcze mała i planowała szaleńczą eskapadę na szafkę z łakociami. Zaśmiała się pod nosem z tego skojarzenia.
Szła zaglądając do pokoi w których nie było drzwi, tylko swobodne przejścia. Przypominała sobie już drogę do jadalni. Wtem usłyszała znajomy głos zza właśnie mijanych drzwi.

- Jestem już słaby. Starczy ci Arturze. - Gdy to Nadia usłyszała, poczuła jak żołądek wiąże się w supeł, a serce podchodzi niemal do gardła. Niewiele myśląc skuliła się pod drzwiami i przyłożyła do nich ucho.
- Znając ciebie, odbijesz to sobie w Athelier- mruknął.
Wtem Nadia nie spostrzegła że mocniej przyparła do drzwi, a te nie były dokładnie zamknięte. Z łoskotem wpadła do środka pomieszczenia. Zobaczyła całą odgrywającą się scenę. Nataniel leżał rozwalony na brunatnej kanapie. Jego koszula była rozpięta do połowy, odsłaniając jego nagi tors. Nad nim opierał się Artur. Czarnowłosy powoli wyprostował się i spojrzał na dziewczynę z przerażającym spokojem. Jego oczy lśniły czerwienią, a z jego kącików ust spływały stróżki szkarłatnej cieczy.
Nataniela ta sytuacja widocznie rozbawiła. Przysłonił wierzchem dłoni usta tłumiąc śmiech.
- Jesteście chorzy! - wrzasnęła Nadia. Nie wiedziała kompletnie jak się zachować. Wybiegła z pokoju potykając się o dywan.
Artur wytarł krew wierzchem dłoni i spojrzał zrezygnowany na brata.
- Proponuję - tu Nataniel wyciągnął butelkę czerwonego wina zza kanapy - niech się to ludzkie dziewczę najpierw uspokoi. Potem leć do niej - powiedział wybuchając śmiechem. Artur przesłonił oczy dłonią.
- Nalej- mruknął.
Nadia rozgorączkowana wróciła do pokoju. W głowie kłębiło się dziesiątki myśli. Była zażenowana i zdezorientowana. Miała wrażenie że jest to zły sen który podpowiedział jej wykończony umysł. Wtem wybuchła śmiechem. Nie rozumiała świata w którym się znalazła. Po raz kolejny zatęskniła do tej nieświadomości, że istnieje tylko to, co dostrzega, nic ponadto. Zatęskniła do czasów kiedy Artur był zwykłym facetem, nie królem Hadesu, czy Bóg wie czym. Nie jakimś upadłym który musi się wgryzać we wszystko co żyje żeby żłopać sobie krew. Absurd!
Po kilkugodzinnej walce z uporczywymi myślami Nadię zmorzył sen. Bardzo niespokojny.
*
- Powiedz mi że upiłam się te 3 dni temu i do tej pory nie wytrzeźwiałam - zajęczała, spostrzegając znajomą sylwetkę. Czarnowłosa podniosła się na łokciach i spojrzała na bruneta opartego o ścianę.
Artur prychnął rozbawiony. Charakterystycznym dla niego gestem, odgarnął krucze kosmyki włosów z czoła i nagle spochmurniał.
- Też bym tak chciał. Świat ludzi jest prosty. Życie wolnych istot, które nie jest dyktowane walką o przetrwanie, instynktem, strachem przed ujawnieniem. -Nadia zaniemówiła. - Musisz zrozumieć, że tym światem żądzą zupełne inne reguły niż do tej pory znałaś.
- Nie chce o tym gadać. - Powiedziała zaciskając kurczowo dłonie na skraju kołdry.
- Nie musimy. Ale wiedz że od tego już nie uciekniesz. Jesteś już częścią tego świata.
- Poczułam się jak przedmiot. Bo tak nas traktujecie! Instrumenty. Nasze życie jest łatwe? Każdy z nas otrzymał dar życia. I każdy decyduje o swoim! Ciągle tylko drwicie z naszej niewiedzy. Uważacie że jesteście lepsi?
- Ja tak nie uważam. Ludzie są nieocenionymi istotami. Tak słabe ale tylko dzięki nim możemy przeżyć. Żyją w kłamstwie, owszem gdyż sami się od prawdy odgrodzili. Tak zdecydowały wyższe rody ludzi, rządzących tym światem. Czysta polityka.
- Że co?
- Oskarżasz że to my jesteśmy źródłem kłamstwa, przynajmniej ja tak to odebrałem. W rzeczywistości światem rządzą wysoko ustawione rody ludzi, którzy poszerzają swój rodowód tylko między sobą. Nikogo nie dopuszczają z zewnątrz. Wyznają zasadę czystej krwi. To oni założyli ICGBE, ponadto to oni kreują wszelką sytuację na świecie. Posiadają zaawansowaną technologię, która nie jest dostępna do użytku publicznego.
Nadia zamilkła.
- A „Oblubienica", co to w ogóle znaczy?! Mam być laleczką która dostarczy ci rozrywki i pożywienia kiedy tylko zechcesz?!- wybuchła.
- Co ja mam tu ukrywać. Tak. Dokładnie tak - Nadię zmroziły te słowa. Szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w bruneta. Zaraz zmarszczyła brwi i już miała na końcu języka kolejną salwę zajadłych słów, ale Artur jej nie pozwolił - Tak to z reguły wygląda. I ani ty, ani ja tego nie zmienię. Przez całe stulecia tak to wyglądało. Oblubieniec służył do pożywienia i prokreacji. Ale wiedz że żadna tradycja, żadna historia nie zmieni jednej rzeczy.
- No co?! Jakiej?!
- Że cię kocham. I chociaż przez wszystkie dzieje wygląda to tak jak wygląda, ja nie mam zamiaru byś kiedykolwiek czuła się poniżona, przez rolę którą pełnisz. Rani mnie to, że tak się poczułaś - powiedział przyjmując bardziej delikatny ton głosu.
- Wyjdź - powiedziała spuszczając wzrok. Jej twarz przesłoniły długie kosmyki kruczych włosów.
- Nadia...
- Wyjdź, proszę - powiedziała łamiącym się głosem trąc gorączkowo oczy. - Chcę pomyśleć.
Mężczyzna bez słowa odwrócił się na pięcie. Wychodząc z komnaty posłał jeszcze zdenerwowane, ale też pełne smutku spojrzenie. Drzwi zatrzasnęły się za nim z hukiem.
Dziewczyna tkwiła chwilę w bezruchu, dalej kurczowo zaciskając dłonie w pięści.
Spostrzegła, że pojedyncze krople krwi broczą śnieżną pościel. Otworzyła dłonie i zobaczyła, że zaciskała pięści tak mocno, że aż wbiła sobie paznokcie w dłonie.
Oprzytomniała. Nagle pragnienie zaczerpnięcia świeżego powietrza, odcięcie się od tego wszystkiego choć na moment, było zbyt silne. Wyskoczyła momentalnie z łóżka i pobiegła do garderoby. Włożyła na siebie najprostszą czarną sukienkę jaką znalazła i długi czarny płaszcz. Chwilkę potem gdy już zapięła ostatnią klamerkę wysokich, sznurowanych butów i zirytowana faktem, że sukienka jest zdecydowanie krótsza niżby chciała, a buty za wysokie, wybiegła na korytarz. Chwilę potem biegła już dziedzińcem rezydencji, a kosmyki jej włosów tańczyły na mroźnym wietrze. Nie wiedziała co robi, po prostu biegła przed siebie, a emocje powoli z niej uchodziły. Wybiegła poza teren rezydencji, prosto w głęboki las. Niedługo potem bieg, przerodził się w szybki marsz. Zziajana szła w obłokach wydychanej pary z ust. Był mroźny styczniowy dzień. Nagle z przerażeniem dostrzegła że dochodzi... do rezydencji!
- Niemożliwe... - szepnęła.
Odwróciła się na pięcie i znów ponowiła bieg, teraz w zupełnie innym kierunku. W głowie kłębiły się dziesiątki myśli. Czuła się samotna i zła.
-Czy takie jest moje przeznaczenie? - niespójne myśli błądziły jej przez umysł. Była zdezorientowana. Wtem dostrzegła, znajomy budynek wyłaniający się zza drzew. Znów szła prosto w kierunku rezydencji. Upadła bezradna na kolana. Schowała w dłoniach głowę.
- Ja wariuje. To się nie dzieje naprawdę. To tylko sen. - Nadia powtarzała w kółko kręcąc głową z niedowierzaniem. Zawiał przeraźliwie zimny wiatr.
- Muszę przyznać że nieźle zrobiłaś nas w konia - usłyszała nagle głos za sobą.
Odwróciła się momentalnie, lecz nikogo tam nie było.
- Kto tam? - Nadia zerwała się na równe nogi.
- Serio, dałaś mu nadzieje, że już zaakceptowałaś go. Prawdziwe oblicze Artura. Nie ładnie, grać tak na uczuciach.
Wtem kątem oka dziewczyna zauważyła ruch na drzewie obok. Nim Nadia zdążyła się odwrócić, mężczyzna już stał przy niej.
- Nataniel...
- Wiesz już zaczynałem mieć lepsze zdanie o ludziach. Ale to co odwaliłaś - zaśmiał się jasnowłosy - tylko dowiodło waszej nieudolności.
- Zamknij się!
- Tylko tyle potrafisz? Rzucać się i uciekać jak małe dziecko? - tu mężczyzna nachylił się nad nią. Dziewczyna odsunęła się w tył lecz tylko oparła się o drzewo. Ich oczy się spotkały. Nataniel uśmiechał się pazernie. Oczy przymrużył w wyczekującym skupieniu. Dziewczynie przyszło na myśl, że wygląda jak drapieżnik, gotujący się do ataku.
- Co zamierzasz, instrumencie? - wysyczał.
Milczenie. Wtem Nadia zacisnęła dłonie w pięści i rzuciła wyzywające spojrzenie w stronę przeciwnika. 
- Czy upadli zwolnieni są już z odczuwania jakichkolwiek uczuć?
Zbity z tropu Nataniel wyprostował się i skrzyżował ręce na piersi.
- Kontynuuj.
- Wy... Nie macie prawa osądu. Żyjecie w świadomości istnienia i was, i ludzi. Kalkulujecie, oceniacie, zazdrościcie. Ludzie znają tylko to co widzą. Zwykły codzienny żywot człowieka. Nie ma walki o przetrwanie, pragnienia. Zazdrościcie nam tego, przyznaj! I jednocześnie gardzicie, naszą niewiedzą, słabością. Jaka w tym logika? Powiedziałeś mi bym przestała się mazać, że nic nie zmienię. I ja to akceptuję. Nawet najgorsza prawda jest lepsza niż życie w kłamstwie. Próbuję ogarnąć, ten cały nierealny świat, który stał się prawdą. Ja.. chcę tylko pomyśleć w samotności. Więc Upadły- tu spojrzała mu prosto w oczy - zostaw człowieka w spokoju.
- Nie wzięłaś pod uwagę jednego aspektu. - Nataniel przybrał drwiącą maskę - Nie jesteś człowiekiem.
Jasnowłosy uśmiechał się dobitnie patrząc na oszołomioną Nadię.
Znajomy ból głowy, myśl wdzierająca się jak pocisk, zagłuszająca pozostałe, staje się klarowna, czysta. „Wiem że to słyszysz."

Brak komentarzy: