poniedziałek, 18 stycznia 2016

Rozdział 11






Biegła tak przed siebie, próbując przełamać to fatum, które wciąż zapędzało ją do rezydencji.


„Uciekaj i tak ci się nie uda."


„To urok prawda?!"


„Może."


Na to wspomnienie Nadia mocno zagryzała wargę. Długo biła się z myślami. Kilkakrotnie przyłapała się na tym, że po policzkach sączą jej się łzy, spowodowane wspomnieniami. „Przecież to zaledwie kilka dni temu! I wszystko to, było kłamstwem." Mocno zaciskała pięści gdy przed oczami stawali jej rodzice, siostra. Dreszcze ją przechodziły na myśl, że należą do ICGBE. Przecież jeszcze tak niedawno jadła z nimi obiad gdy wróciła do nich na weekend z akademika. Dąsała się wtedy na Kastiela, że zapomniał przekazać wychowawczyni ważnych dokumentów. Miała wrażenie, że całe wieki dzielą ją od tych wydarzeń. Od normalności. Nadia straciła grunt pod nogami. Całe jej życie obróciło się w gruzy. Tymczasem biegła Wciąż przed siebie. Nie wiedziała ile razy przebiegała ten sam odcinek, ani ile czasu jej to zajęło. Słońce zaczęło już chylić się ku zachodowi. Zrezygnowana skierowała swoje kroki ku rezydencji – tym razem świadomie. Mimo niespokojnego serca, zdołała choć trochę oczyścić swój umysł. Długo stała przed wejściem do posesji. Była zmarznięta, wyczerpana i głodna. Myśli kłębiły się wprowadzając ogromną burze uczuć. Była rozdarta. Tak bardzo pragnęła by wtulić się znajome jej ramiona, ale też na samą myśl spojrzenia mu teraz w oczy, przechodziły ją dreszcze.


- Zraniłam go prawda? – powiedziała słabo sama do siebie.


Nacisnęła klamkę i cicho wśliznęła się do środka. Rezydencja sprawiała wrażenie wymarłej. Nikłe światło kryształowych żyrandoli oświetlało korytarz. Nadia szła powłócząc nogami o bordowy, miękki dywan. Weszła do jadalni. Na dębowym stole dostrzegła nakrycie. Znad mis unosiła się nikła smużka pary. Zapach rozpościerał się po pomieszczeniu. Usiadła na krześle, przy zastawionym pożywieniu. Jednak żołądek miała związany w supeł. Patrzyła się tępo w talerz.


- Radziłbym coś zjeść.


- No nie, znowu ty – jęknęła.


Z końca sali wyłoniła się znajoma sylwetka. Jasnowłosy podszedł do niej pewnym krokiem. W dłoni miał butelkę jakiegoś trunku.


- Ale skoro nie możesz jeść – butelka stuknęła o blat stołu – to może to przełkniesz.


Nadia prychnęła.


- W sumie, czemu nie? - po chwili kieliszek postawiony przed dziewczyną napełnił się czerwonym winem. Nadia pochłonęła nieelegancko jego zawartość jednym haustem i spojrzała wyczekująco na blondyna.


Ten zaśmiał się pod nosem i nalał do kieliszka. Sam łyknął prosto z butelki.


- Powiedz mi jedną rzecz złotko, bo nie mogę uwierzyć, że taka błahostka wyprowadziła cię aż tak z równowagi. Więc: dlaczego? Aż tak mój widok z Arturem uderzył cię poprzedniej nocy? Hmmm... może poczułaś się... zdradzona? – zakpił. Odsunął krzesło obok Nadii, po czym sam usiadł na stole. Założył nogę na nogę i spojrzał wyczekująco na Nadię, przekrzywiając głowę.


Nadia bawiła się kieliszkiem, odwlekając odpowiedź. Ignorowała na złość jasnowłosego, udając że zawartość kieliszka zajmuje ją doszczętnie.


- To nie o to chodziło.


- Dowiem się dzisiaj, co ci chodzi po głowie? – powiedział z lekką irytacją w głosie.


- Widzisz, kilka dni chodziłam jak struta po tym wypadku z pełzaczami. Nic do mnie nie trafiało. Widziałam wszystko jak za mgłą. Do czasu pierwszej rozmowy z tobą. To był taki impuls, do pobudki. Taka myśl że, TO jest rzeczywistość. – tu Nadia przekrzywiła kieliszek niby niedbale, pozwalając by odrobina szkarłatnego płynu wylała się na stół.


- Więc pozwoliłam się ugryźć. Na zasadzie „niech mnie ktoś uszczypnie". Wydawało mi się że łapię już o co z tym chodzi. Zaczynałam czuć się tu już swobodnie. Wtedy ta książka... co się właściwie stało? Czemu aż zemdlałam, gdy to zobaczyłam? Wtedy coś pękło. Jeszcze to co potem zobaczyłam – mruknęła i podniosła głowę do góry, by spojrzeć w oczy Nataniela.


- Bo zaczęłaś uświadamiać sobie, kim jesteś. Dlatego twój organizm tak zareagował. Widzisz, medium wychowuje się z ludźmi. W okresie dojrzewania ujawniają się pierwsze, powiedzmy symptomy, odróżniające ich od ludzi. Wtedy orientują się, że coś jest nie tak. Nie rozumiejąc samego siebie, swojej natury, często popadają w depresję i sami pozbawiają się życia, lub przez inne instrumenty są izolowane w zakładach psychiatrycznych, czy poddawane egzorcyzmom.


- Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego tak trudno jest znaleźć medium?


- Jak sądzisz, co ciebie odróżnia ode mnie? Mój ojciec był upadłym, matka co prawda oblubienicą, ale wystarczy by jeden z rodziców był upadłym, by jego potomek był "tej rasy". Wychowałem się wśród takich samych osobników, i raczej nikt nie miał wątpliwości co do mnie. A medium? Medium rodzi się... z ludzi. To niezwykle rzadkie zjawisko. Szansa na to że dzieciak jest medium jest jak na to czy będzie miał szósty palec. Takie dziecko jest wychowywane wśród ludzi. Jest inne. Szczęście ma to medium, które trafi na inne medium, lub na nas. Co prawda osoby pracujące z dziećmi, no bo przecież upadli żyją wśród instrumentów, nie tylko chowają się w takich rezydencjach jak ta, prowadzą dokładne obserwacje. Próbujemy im pomóc. Jest jeszcze opcja, że same orientują się, że nie są w stanie żyć już z ludźmi. Uciekają wtedy i żyją samotnie. Do tej pory tylko kilka osobników zdołało samodzielnie opanować swoje zdolności i przetrwać. Zwykle skryte w niedostępnych dla ludzi miejscach. Sam znam pewne medium które mając te 15 lat uciekła do Martwego Lasu, i do dzisiaj tam zamieszkuje.


- Kim ona jest?


- Nazywa się Iris. Pewnie niedługo ją poznasz. Musisz.. poznać kim jesteś.


- Fajnie jest się dowiedzieć, że nawet moje człowieczeństwo było kłamstwem – mruknęła dopijając resztę wina.


- To cię nie definiuje. Rasa, wygląd, waga, kolor skóry? Kto wymyśla takie kategorie? Jesteś Nadią. Oblubienicą samego króla Hadesu. To ty kształtujesz samą siebie.


Nataniel zamyślił się na chwilę, po czym zeskoczył ze stołu. Wyciągnął przed siebie dłoń.


- Chodź.


- Gdzie? .


- Pokażę ci życie upadłych- powiedział, zagadkowo się uśmiechając.



*




- No nie wlecz się tak – powiedział podirytowany. 




- No sorry, trochę się dziś zmęczyłam.



-Ludzie... nie, wróć. Kobiety! – prychnął. – nikt ci nie kazał latać po rezydencji jak pojebana. Miała ochotę go uderzyć, ale w tym momencie wcisnął ją do czarnego samochodu. Wskoczył na miejsce kierowcy i włączył silnik.




- Życie upadłych? Bieg po nocach i wleczenie się gdzieś autem. So crazyyy... - Upadły zignorował dziewczynę. 


Nadia patrzyła się przez szybę auta na mijane ulice. Rozpoznawała powoli drogę ku miastu. Przesuwający się krajobraz za oknem działał kojąco. Przyglądała się mijanym latarniom ulicznym i śpieszącym się przed zmrokiem ludziom. Zima, 17-18 godzina i już panują kompletne ciemności. Czarnowłosa oparła głowę na zagłówek i niespodziewanie zmorzył ją sen. 


Z snu wyrwało ją głośne pstryknięcie palcami tuż przy jej twarzy. 


- Obudź się. 


- No nie, znowu ty... 


Nataniel stał nad nią i czekał, tupiąc poirytowany nogą. W końcu Nadia wyszła z samochodu. Przed nią znajdował się budynek, położony centralnie na rozstaju dróg. Neonowe czerwone litery, w gustownej kursywie, rysowały nazwę „Athelier". Była to stara kamienica. Na pierwszy rzut oka wydawał się zwyczajnym nocnym pubem. 


Wtem Nataniel popchnął ją lekko, sam idąc naprzód zostawiając ją z tyłu. Poczłapała za nim, niezadowolona. Otworzył przed nią drzwi, wyolbrzymionym gestem, zapraszając ją do środka. Zaraz odurzył ją zapach dymu papierosowego, alkoholu i potu. W pomieszczeniu znajdował się bar i kilka kanap. Przy barze było kilka osób, sączących alkohol i rozmawiających przy gustownych rytmach oldschoolowego jazzu. Wnętrze było utrzymane w ciepłych barwach. Klimat nadawało użycie w przewadze drewna. Poustawiane lampy dawały delikatnie rozpraszające się światło. Na ścianach porozwieszano intrygujące obrazy, w przewadze akty i impresywne krajobrazy. 




- Dziwne zestawienie – powiedziała do siebie przypatrując się obrazom.


- Hm?


- Nie nic, to to mi chciałeś pokazać?


- Nie, to tylko pokazówka dla ludzi. Zabawa się dopiero zaczyna – powiedział z szyderczym uśmiechem. Wtem barman go rozpoznał. Wysoki dobrze zbudowany szatyn, ostrzyżony krótko na jeżyka, o czekoladowej barwie oczu, uśmiechnął się zagadkowo w ich kierunku. Odstawił shakera do trunków i podparł głowę na opartej o bar dłoni.


Gdy podeszli Nadia zauważyła liczne tatuaże na jego przedramionach, oraz szramę na skroni, która przez jego ciemną karnacje rzucała się w oczy jeszcze bardziej. Na pewno nie chciałaby go spotkać w ciemnym zaułku.


- Otworzyć bramy piekieł – zaśmiał się Nataniel.


- Ależ oczywiście. Baw... - tu spojrzał na Nadię. – bawcie się dobrze. – poprawił się. Wyciągnął dłoń w zapraszającym geście, by weszli za drzwi znajdujące się za barem. Gdy tylko Nataniel otworzył drzwi, z wnętrza buchnęły tumany dymu, charakterystycznego dla klubów nocnych. Popchnął zdezorientowaną dziewczynę i zatrzasnął za sobą drzwi.


- Więc witaj w MOIM świecie zaszeptał szyderczo do ucha. 


Athelier 


Wszechogarniająca para, była podświetlona neonowym światłem na fioletowo. Nieprzyzwyczajona do takich rzeczy Nadia zakasłała, trąc oczy. Szła w dół spiralnych schodów za Natanielem. Z dołu słychać było głośną muzykę metalową. Kurczowo trzymała się czarnej metalowej barierki. Gdy w końcu zeszli na sam dół jej oczom ukazała się sala nocnego klubu i stanęła jak wryta. Wszystko wewnątrz było w metalicznych i czarnych kolorach. Podłoga parkietu była podświetlona na zimno-fioletowy kolor. Sufit był imitacją nocnego nieba. Sztuczne gwiazdy lśniły, dając jednak nikłe światło. Z sufitu było spuszczone kilka kryształowych żyrandoli, które choć zgaszone, dawały barwne refleksy odbijając światło. Kanapy pod ścianami były pikowane czarną skórą. Szklane stoliki zapełnione były różnymi rodzajami trunków, a na parkiecie znajdowało się wiele osób, zmysłowo oddającym się rytmom muzyki. W rogach sali znajdowały się, na podwyższeniach rury do erotycznego tańca. Przy barze barmani wyczyniali cuda z flaszek alkoholu, żonglując nimi, robiąc fontanny i inne dziwactwa. W powietrzu unosił się jeszcze inny zapach, niż dym papierosów i rozlanego alkoholu. Był to metaliczny zapach krwi, maskowany duszącą wanilią.


Jednak nie to, tak poraziło dziewczynę. Prawie każda osoba w klubie, miała... jaskrawo czerwone oczy, lśniące w ciemnościach. Bił od nich przejmujący mrok. Niektórzy rozwaleni na kanapie zatapiali kły w nieprzytomnych instrumentach, inni polewali swe ciała czerwoną cieczą, by kolejni upadli mogli to zlizać z ich zwilżonej skóry. Na rurach tańczyły kobiety w kuszących strojach. Co tu dużo mówić, w klubie odgrywał się totalny rozpierdol. Mimo to, Nadia dostrzegła że wszyscy tu poruszają się z niezwykłą gracją i zmysłowością. Mimo bajzlu odgrywającego się po kątach, wszystko było bardzo klarowne. Osoby oddające się amoku instynktu były... piękne.


Pomieszczenie było rozległe. Od głównej sali wychodziło przejście na korytarz, a co znajdowało się za szeregiem drzwi? Tego Nadia chyba wolałaby nie wiedzieć.


Nadia odkąd weszła do klubu, czuła na sobie wzrok innych. Zauważyła, że kilka osób jej się przypatruje.


„A może chodzi tu o obecność Nataniela?" - pomyślała


- Czują twój zapach. – Powiedział nachylając się nad nią.


- CCo..?


Wtem poczuła że Nataniel łapie ją za dłoń. Podeszli do baru.


- Jedną Krwawą Mary – powiedział do barmana. Spojrzał na Nadię i dodał – dobra, dwie.


- Co? Nie.. – ten tylko się zaśmiał.


- Co? Nie chcesz zakosztować krwi ?


Barman przed nimi postawił dwie literatki. Dziewczyna spojrzała na szkło wypełnione czerwoną cieczą.


- Pij.


- Nie.


- To tylko alkohol.


Nadia się skrzywiła i posłała blondynowi wzrok pełny obrzydzenia.


Nataniel nabrał łyk alkoholu, po czym nieoczekiwanie nachylił się nad dziewczyną. Wtem ujął jej kark i bezceremonialnie przyciągnął do siebie. Ich wargi się zetknęły, a usta dziewczyny wypełniły się ostrym drinkiem.


Dziewczyna zakaszlała odwracając wzrok.


- W tym są pomidory? – wykrztusiła oszołomiona, nie wiedząc co powiedzieć.


- Yep – powiedział Nataniel wybuchając śmiechem. Wziął ją za rękę i lada moment byli już na parkiecie. Jasnowłosy poprowadził ją w tańcu, nie zwracając uwagi na innych tańczących, czy nawet na rytm muzyki.


Nadia czuła się niezręcznie. Mężczyzna puścił jej dłonie i z gracją zarzucił ręce brunetki na swoją szyję, a sam objął ją w talii. Nadia odwróciła wzrok zawstydzona. Blondyn schylił głowę tak, że czuła jego ciepły oddech na swojej szyi. Przeszły ją dreszcze.


- A teraz patrz na tych na kanapie. Policz obecnych ludzi.


- Co? Po co?


- Nie przerywaj nauczycielowi.



Nadia prychnęła drwiąco, ale zaciekawiona postanowiła go posłuchać. Skupiła się na moment i przymrużyła swoje błękitne oczy. Przyglądnęła się postaciom siedzącym na kanapach. W zmysłowym obłędzie pieścili się nawzajem, żywili, kontemplowali chwilę. Jedna kobieta, leżała nieprzytomna gdy inni zlizywali stróżki krwi z jej ciała.




„Jeden człowiek" – liczyła. Zwróciła uwagę na mężczyznę, siedzącego wśród skąpo ubranych kobiet. Siedział nieruchomo wpatrzony w jeden punkt. Jego oczy były zamglone. „Drugi człowiek." Przeleciała wzrokiem po pozostałych. Nikt nie odznaczał się zanadto. Wtem jej uwagę przykuła jedna dziewczyna. Miała turkusowe, długie do połowy pleców, proste włosy. Na ustach nosiła ciemną, brodową szminkę. Była ubrana w luźną czarną bluzkę, która spadała jej z ramienia. Do tego nosiła krótką spódnicę w niebieską kratkę. Na nogach miała zakolanówki i sznurowane botki na wysokim obcasie. Jej duże błekitne oczy z zaciekawieniem lustrowały co się dzieje wokół. I to właśnie jej oczy przykuły uwagę brunetki – nie były czerwone. Czy to człowiek? 




- Dwóch ludzi. – w końcu odpowiedziała.


Wtem Nataniel wziął jej dłoń i poprowadził tak że zrobiła obrót. Drugą dłonią pstryknął ją nieoczekiwanie w nos.


-Źle!


- Jak to? – zapytała zaskoczona.


- Tam jest czwórka ludzi – zaśmiał się.


- Co?! – Wyrwała mu się zwinnie i stanęła z założonymi rekami. Mierzyła wzrokiem osoby na kanapie.



- Nie stój tak głupia. Teraz musimy tam pójść. – powiedział z udawanym żalem. – Dobrze zauważyłaś tę dwójkę marionetek, które już odpadły z gry. Trzecią osobą jest ta z niebieskimi włosami – kątem oka zauważył zdziwienie Nadii.




– Natomiast czwartym człowiekiem jest ten brunet który leży na oparciu kanapy i teraz wcina oliwkę z Martini.- Dziewczyna spojrzała na rozłożonego bruneta. Miał na sobie skórzaną kurtkę, zarzuconą na nagie ciało. Przy ciemnych spodniach nosił łańcuchy. Widać było, że jest niesamowicie znudzony. Kompletnie Nadia nie zwróciła na niego uwagi. 




- Zdziwiona? Tak, wyglądają zupełnie inaczej niż te zżerane instrumenty. Otóż moja droga, ta dwójka jest... oblu-bień-ca-mi... - powiedział przeciągając sylaby. – Ponadto należą do tych dwóch bliźniaczek obściskujących się pod barem.


Nadia spojrzała w wskazanym kierunku. Na barowych stołkach siedziały dwie brunetki. Obie były niemal identyczne. Czarne włosy, przystrzyżone do ramion w klasyczne boby, z asymetryczną, cieniowaną grzywką. We włosy miały wpięte niebieski kwiat róży. Były ubrane tak samo, w czarne suknie, z tiulowym, rozłożystym dołem. Były teraz złączone w zmysłowym pocałunku.


- Nas nie interesują śmieszne zasady ludzi. Co nie wypada, co jest niemoralne. Co nie znaczy, że nie mamy swojego prawa. Ono obejmuje zupełnie inne aspekty. Etyka międzyludzka. Hmm ... widzisz, wasza etyka nawołuje do czegoś wyższego: do miłości, do męstwa, braterstwa, do poszanowania samego siebie, do życia zgodnego z ideałem– powiedział gdy już zbliżyli się do kanap – a my? My tylko walczymy o kolejny dzień.


- Uuu... czyż mnie wzrok nie myli? -jasnowłosa Upadła w jasnej sukni oparła się na łokciach i spojrzała przeciągle na Nadię. Burza jasnych loków opadała jej na ramiona. Jej niezwykle bladą cerę podkreślała intensywnie czerwona szminka na ustach. We włosach miała krwiście czerwoną kokardę.


– Czyż to nie wieczny kawaler, w towarzystwie ludzkiej dziewczyny? – powiedziała czerpiąc kolejny łyk wymyślnego drinka w wysokiej szklance. Przekrzywiła z zaciekawieniem głowę.


Wtem Nataniel zarzucił Nadii na ramiona swoje ręce i nachylił się w przód.


- To dziewczę jest już zajęte, przez pewnego króla – zadrwił. Nadia się zmieszała, najchętniej uciekłaby stąd jak najdalej – i nie bądź taka wścibska Moniq.


Wszyscy obecni zmierzyli wzrokiem Nadię. Czuła na sobie ich wzrok, była zła na Nataniela że musi to wszystko przechodzić.


- A więc tak się mają sprawy – powiedziała i zaśmiała się dźwięcznie Moniq – Wiesz doskonale że wszelkie nowinki odnośnie królewskiego rodu są szalenie interesujące dla nas. Dwójka oblubieńców spojrzała w kierunku Nadii. Niebieskowłosa uśmiechnęła się miło i jej pomachała. Chłopak tylko rzucił zimne spojrzenie po czym wrócił do molestowania oliwki.


Nataniel puścił dziewczynę i wgramolił się na kanapę. Moniq zaraz rozłożyła się mu na kolanach jak kot, opierając na nich swoją głowę, a nogi spuszczając poza podłokietnik. Nataniel przyjrzał się nieprzytomnej kobiecie, która leżała obok niego. Wziął jej dłoń i zachłannie zaczął wdychać zapach jej skóry. Nadia zmieszała się widząc to.


- Jesteś nieźle spięta. Świeżynka widzę. Współczuję wrąbania się na królewskie dziedzińce – nagle odezwał się mężczyzna siedzący na podłokietniku kanapy obok. Szpilki Moniq zahaczały o jego kolana. To tam siedziała niebieskowłosa z brunetem. Ten upadły z kolei miał dłuższe kasztanowe włosy do ramion zebrane teraz w kucyk oraz wygolony prawy bok. W wardze miał kolczyk, a na brodzie gościł 3-dniowy zarost. Posłał przelotne spojrzenie Nadii, jego lśniących czerwienią oczu.


- Ha! Niby czemu? – Zapytała Moniq.


- Bo tam trzeba się zachowywać- zażartował szatyn.


- Cały Lenth. – Nataniel przewrócił oczami, po czym wgryzł się nadgarstek nieprzytomnej kobiety. Krew posączyła mu się po brodzie. - Nie stój tak, jak sierota – rzucił do Nadii. Ta zmarszczyła brwi i spiorunowała wzrokiem blondyna. Zmusiła się do skierowania w stronę niebieskowłosej i upadła na siedzenie obok niej.


Nataniel pogrążył się w rozmowie z Moniq i Lenthem.


- Witaj. Jestem Ayan. A ten gbur za nami to Nikodem– zagadnęła do dziewczyny przytulając ją jak dawno niewidzianą przyjaciółkę.


- Nadia – odparła siląc się na uśmiech.


- Źle się czujesz? – zagadnęła niebieskowłosa marszcząc brwi..


- Co? Ja? Skądże.


- Bo chodzisz jak struta.


Nadia była kompletnie zbita z tropu. Patrzyła się na dziewczynę wielkimi oczami.


- Upijmy cię! – zachichotała niebieskowłosa. I zaraz udała się w kierunku baru, kołysząc lekko biodrami. Nadia nawet nie zdążyła zareagować. Ayan zwinnie przecisnęła się między tańczącymi, jakby ta dziewczyna bywała tu na co dzień. Ale kto wie? Może to prawda. 


Ayan wróciła z całą tacą kolorowych drinków i butelką czystej. Postawiła tacę na stoliku i wzięła jedną szklankę. Wtem przewróciła Nadię na kanapę i kocimi ruchami usiadła na jej kolanach okrakiem. Ujęła czule jej podbródek i przytknęła szklankę do ust.


Nadii już nie chciało się nawet protestować. Wypiła kilka łyków kolorowego płynu, ale nagle odsunęła się i zaczęła kaszleć.


- Co to jest do cholery?


- Wódka z energetykiem - powiedziała Ayan jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Z chichotem zeszła z kolan Nadii i sama łyknęła alkoholu.


- Zgaduję, że od niedawna tkwisz w tym bajzlu.


- Tsa.. – powiedziała czarnowłosa odstawiając pustą szklankę na stolik.


- To wszystko tłumaczy. W końcu sama taka byłam.


- Jaka? – zagadnęła.


- Zagubiona.


- Nic dziwnego, zważając na fakt, że zostałaś w to wciągnięta w wieku 12 lat – nieoczekiwanie Nikodem włączył się do rozmowy.


- Że co? – Nadia aż się zakrztusiła.


- Tak, jej pani jest pieprzoną pedofilką.


Ayan walnęła go w głowę a ten z syknięciem podniósł się i ześliznął z oparcia kanapy na siedzenie. Nadia teraz siedziała między tą dwójką.


- Ale jak to zostałaś oblubienicą w tak młodym wieku? - wykrztusiła. 


- Chcesz znać moją historię?


- Mów, co mamy innego do roboty? – Powiedziała Nadia czerpiąc łyk alkoholu.



-Widzisz, można powiedzieć że z panią Anastazją się wychowałam. Ona chodziła do prywatnej akademii i jak się potem okazało, jest to szkoła dla upadłych. Poznałyśmy się przypadkiem. Między naszymi szkołami był duży park oraz plac zabaw dla dzieci. Pewnego dnia pani Anastazja uciekła swoim rodzicom, ot taki dziecięcy bunt 7-latka. I Wtedy ją poznałam. Bawiłam się w najlepsze na placu zabaw, dopóki nie zobaczyłam małej dziewczynki w czarnej sukience, która płakała schowana pod zjeżdżalnią. Od razu złapałyśmy wspólny język. I tak się nasze losy potoczyły, że z jakiegoś powodu jej rodzice pozwalali nam się spotykać. Co jest dość rzadkie, bo upadli zaczynają obcować z ludźmi tak w wieku gimnazjalnym. Niedługo potem poznałam jej siostrę – Charlott. Wszystko było piękne, do czasu. Miał miejsce pewien wypadek. Ja miałam 12 lat, panienki Root są starsze o 2 lata więc Anastazja miała wtedy 14. Bawiłam się z nią w najlepsze, gdy nagle piłka wypadła nam na drogę. Pobiegłam... prosto pod koła nadjeżdżającego samochodu. Wtem prosto spod kół wypchnęła mnie, nie kto inny tylko Anastazja. Zawdzięczam jej niemal życie. Okazało się że na swoich skrzydłach wystrzeliła prosto w moim kierunku by mnie uratować. – nagle Ayan mocno zacisnęła pięści. – A sama wpadła prosto pod koła. Ledwo uszła z życiem. Zapanował wtedy zgiełk, jej rodzice coś zrobili kierowcy, bo zaraz odjechał, jakby nie pamiętał, że cokolwiek się stało. Teraz już wiem że był to urok. Pamiętam jak Anastazja wołała wtedy słabo : „Nie! Niech ona tego nie zapomina. Ja chcę by pamiętała. Bo ją kocham!"




Tak dowiedziałam się prawdy. Myślę, że nieźle mi to ułatwiło życie, bo dziecku łatwiej jest w coś takiego uwierzyć niż dorosłemu człowiekowi, który ma już swój światopogląd. Dwa lata później zostałam jej oblubienicą. Nie znosiłam ciągle ją zastawać z jakimiś kobietami czy mężczyznami w trakcie żywienia. Zdecydowałam że chcę być już z nią na zawsze, być jej podporą. Przez to nie musi już nikogo krzywdzić. Czy to nie wspaniałe? Czy nie takie jest zadanie oblubieńca? – Nagle Nikodem zerwał się z siedzenia i rzucając gniewne spojrzenie, udał się w kierunku parkietu, by po chwili zniknąć w tłumie tańczących. 




Ayan westchnęła.


- Nikodem jest z nami od roku. Po przeistoczeniu Charlotte i obraniu go sobie na oblubieńca, nie może pogodzić się ze swoim losem. Zazwyczaj nie zachowuje się tak, ale dziś odbyliśmy długą podróż więc może dlatego jest taki markotny.


Nadia siedziała wlepiając wzrok w Ayan. Jej niezwykłe poświęcenie i oddanie zaimponowało jej. To pozwoliło jej choć trochę zrozumieć obecną sytuację.


- No, ale się rozgadałam! – Powiedziała dziewczyna przeciągając się. Wtem ktoś oplótł ją ramionami od tyłu. Była to Anastazja. Delikatnie podciągnęła podbródek niebieskowłosej do góry i złożyła na jej ustach delikatny pocałunek.


- Kocham cię – powiedziała cicho Upadła.


- A ja ciebie – odparła zawstydzona tym wyznaniem Ayan.













4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Super blog, nie mogę doczekać się dalszej części historii ^^

Anonimowy pisze...

Tak bardzo chciałabym sie dowiedzieć co dalej będzie z Nadią i Arturem. Czy ona zdecyduje sie z nim zostać? Czy on będzie na nią czekać? I co dokładnie kombinuje siostra Nadii?? Kiedy kolejna część, bo dużo pytań i mało odpowiedzi...

Anonimowy pisze...

Będzie ciąg dalszy? :D

Mirttis pisze...

Ależ oczywiście! Fajnie tu ktoś z anonimowych (jaka szkoda że anonimowe!) zauważył, że siostra Nadii kombinuje. Jeszcze długo nie będzie na to odpowiedzi, ale zapewniam, jest na co czekać. Bardzo cieszą mnie te komentarze! Biorę się za publikację kolejnych rozdziałów.