środa, 21 lutego 2018

Rozdział 22




Tego samego dnia 






Siedziała na metalowej ławce przed rezydencją. Potrzebowała chwili by pomyśleć nad sytuacją w której się znalazła. Czuła się zdezorientowana przez wcześniejsze zachowanie Artura. Trawiły ją mieszane uczucia, których nijak nie mogła pozbierać.
Patrzyła na czubki swoich ciężkich, sznurowanych butów. W końcu znów mogła brać swoje ubrania. Miała na sobie prostą, czarną sukienkę, skrytą pod ciemnym płaszczem. Na nogach miała jeszcze zakolanówki założone na rajstopy. 

-Aaaaa... czy wszystko musi być tak popieprzone?! – warknęła do siebie.
Potrząsnęła podirytowana głową. Spojrzała przed siebie pustym wzrokiem. Wtem nieoczekiwanie dostrzegła coś czającego się za drzewem. Zaciekawiona przechyliła się na ławce, żeby lepiej się przyjrzeć. Zdziwił ją swój spokój. Ha! Czy w tym świecie może ją jeszcze cokolwiek zdziwić? Postanowiła to sprawdzić. Jednak gdy tylko postawiła jeden krok, czarna, niewielka sylwetka czmychnęła za kolejne drzewo. Dziewczyna zauważyła, że owa postać sięga jej może do pasa.

„Chyba nie ma sensu się skradać, bo i tak się spłoszy" – pomyślała.

 Wtem rzuciła się biegiem w jej kierunku. Zauważyła że jest to... dziecko?! Mała dziewczynka w czarnej sukience. Zastanawiała ją tylko jej... głowa. Z daleka wyglądało to jak śnieżne włosy zebrane w dwa wysokie kucyki.

- Hej! Nie uciekaj! Kim jesteś? – krzyknęła w jej kierunku.

Dziewczynka na te słowa przyśpieszyła. Nadia goniła ją chwilę po czym dziecko zniknęło jej całkiem z oczu. Jakby rozpłynęło się w powietrzu. Nadia rozglądała się wokół. Wtem kilka czarnych ptaszysk wzbiło się w powietrze z pobliskich drzew. Nadia wzdrygnęła się zaskoczona i rzuciła spłoszone spojrzenie w kierunku z których odleciały. Nagle dostrzegła szukaną postać. Dziewczynka kucała pod drzewem.

„Jejciu, nie jest jej zimno? Przecież ona ma na sobie, tylko cienką sukienkę" – pomyślała zbliżając się do niej.

Z każdym krokiem rosła w niej obawa, że coś jest nie tak. W miarę jak zbliżała się do tajemniczej dziewczynki, jej włosy... przestawały przypominać właściwie włosy. Stanęła z mocno bijącym sercem niedaleko niej. Patrzyła się osłupiała, oczami wielkimi jak spodki. Wtem dziewczynka wstała. Nadia odskoczyła mimowolnie.

- Kim jesteś? – wyszeptała Nadia.

Dziewczynka się odwróciła. Czarnowłosa dostrzegła, że zamiast głowy... dziecko ma króliczą głowę. Dodatkowo, z jej ust wystawał szereg ostrych jak brzytwa zębów, teraz całych w krwi. Ręce, sukienka była pokryta tą lepką, czerwoną cieczą, a w dłoniach trzymała... martwego kruka.

Królik przekrzywił głowę, wpatrując się w nią mętnym, zwierzęcym wzrokiem. Nagle ruszył w jej kierunku. Nadia wrzasnęła i zaczęła się cofać.

„To sen? To sen prawda?!" – w jej myślach panowała prawdziwa burza. Wtem przewróciła się w tył, a oddech ugrzązł jej w płucach od strachu.

Nagle dał się słyszeć wokół dźwięczny chichot. Istota zatrzymała się tuż przed przerażoną Nadią. 

- Nie mów że przestraszyłaś się tej kruszynki? –  usłyszała za sobą rozbawiony głos. Ku jej zdziwieniu, był to znajomy ton. 

- Iris?! - krzyknęła zaskoczona.

Białowłosa dziewczyna wychyliła się zza drzewa. Białe kosmyki włosów opadały jej kaskadą niemal do pasa. A w złotych oczach błyszczały wyraźne iskierki rozbawienia. Dziewczyna trzęsła się od wstrzymywanego, wrednego śmiechu. 

- CO TO JEST?! 

- Oj nie bądź taka nieczuła – wymamrotała białowłosa, robiąc naburmuszoną minę. Podeszła tanecznym krokiem do króliczej dziewczynki i objęła ją czule kucając przy niej. Nadia dostrzegła, że dziewczyna jest boso. Miała na sobie sukienkę i śnieżne, luźne futerko zarzucone na ramiona. Jej cera wydawała się niemal biała. Iris usiadła na ziemi i wzięła dziewczynkę na kolana, obejmując i głaskając ją pieszczotliwie po główce. Odebrała dziecku truchło kruka i zaczęła je uważnie lustrować wzrokiem.

- Chyba Natuś będzie niezadowolony. Chowaniec zżarł jego obserwatora – wymruczała robiąc z ust dzióbek.
- Iris, możesz mi wytłumaczyć, co to za istota? – powiedziała Nadia lekko podirytowana.
- Ty nic nie wiesz? – zachichotała białowłosa.
- A pytałabym się, jakbym wiedziała? – warknęła podnosząc z ziemi. Wolała jednak zachować dystans.  
- No już, już. Złość piękności szkodzi – zacmokała Iris,uśmiechając się pazernie.
– Widzisz, odkąd uciekłam od świata ludzi, musiałam się naczyć żyć w samotności. Ale dzięki temu zyskałam już pokaźne grono przyjaciół – powiedziała wstając nagle i rozłożyła szeroko ramiona. Przymknęła na chwilę oczy i uniosła podbródek do góry. Jej włosy nagle rozwiały się na wszystkie strony, jakby uderzył w nią podmuch wiatru. Jednak Nadia miała wrażenie... jakby białowłosa to kontrolowała. Wtem Iris spojrzała na Nadię. Na jej policzku zagościły błyszczące żyłki, rozchodzące się na lewej połowie twarzy. Jej oko mieniło się czerwienią. Nadia spostrzegła, że zza drzew zaczęły wychodzić całe zastępy ludzi o zwierzęcych głowach. Wilki, lisy, zające. Nadia myślała, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi.

- Oto moi przyjaciele! – pisnęła zachwycona jasnowłosa.

Nadia zlustrowała uważnie nadchodzące kreatury.  Z trudem stojąc w miejscu, powstrzymywała się od ucieczki. Poczuła jak pocą jej się dłonie.
- Powiedz mi coś więcej - powiedziała z trudem.
Białowłosa zamyśliła się na moment po czym zaczęła opowiadać.
- Medium jak i upadli są bardzo blisko granic życia i śmierci- powiedziała Iris idąc po okręgu wokół Nadii. Mówiła jakby do siebie, okazując wyższość względem czarnowłosej. Jednak bacznie ją obserwowała kątem oka, z pazernym uśmieszkiem na twarzy.
- Zdolności medium względem dusz znacznie przewyższają upadłych. To my potrafimy wziąć duszę we władanie. Możemy być ich zbawieniem jak i zagładą.
- Co to znaczy? - mruknęła Nadia, ściągając w zamysleniu brwi do siebie.
- Możemy je oczyścić by powróciła do strumienia dusz, jak i ją zniszczyć.
- No dobra a te stwory? -
- Nie nazywaj ich tak! - wrzasnęła gniewnie jasnowłosa, nagle stając w miejscu. Oczy jej błysły wściekle. Jednak zaraz westchnęła i popatrzyła się na brunetkę z politowaniem.
- Już mówiłam, C H O W A Ń C E. Ty również możesz je tworzyć.
Z okruchów duszy które pozostały w ludzkim ciele i swojego cienia. - powiedziała i czule pogłaskała jedną istotę, stojącą najbliżej. Był to wysoki mężczyzna o wilczej głowie. Patrzył się na Nadię pustymi, złotymi oczami.
- Powiedz mi więcej - szepnęła, siląc się przy tym by również się zbliżyć do chowańca. 
- Te akurat powstały ze zwłok ludzi i zwierząt. 
-To musi być akurat taka kombinacja?
- Tak, nie można przywrócić do życia człowieka. ICGBE niestety korzysta tylko ze zwłok ludzi. Pozostałości intelektu zamienia je w trudne do kontrolowania zombie - mruknęła krzywiąc się na wspomnienie organizacji.
- Dlatego zdarza się, że atakują nie tych co chce organizacja - szepnęła do siebie czarnowłosa.
- A skąd bierzesz ... materiał na chowańce?
Wtem Iris się rozpromieniła.
-Wiesz! Z reguły Natuś mi załatwia trupy... z niezłym ciałkiem – tu zachichotała dźwięcznie. -Zawsze to milej z nimi spędzać mroźne noce.
- Wolę nie pytać jak ich używasz – skrzywiła się Nadia. Ujęła niepewnie dłoń chowańca, któremu przyglądała się od dłuższego czasu. Ciepła.
- Można je z powrotem uśmiercić? 
- Jasne, tylko po co? One są takie kochane! – krzyknęła z zachwytem. Iris zawirowała koło chłopaka o lisiej głowie i wtuliła się w niego.

- Jak ty je ukrywasz? To znaczy... jak zbierasz je do kupy, żeby się nie rozłazili? Wokół nas jest w końcu dość potężny zwierzyniec.
Wtem Iris pstryknęła w palce. Wszystkie chowańce nieoczekiwanie rozpłynęły się w tumanach czarnego cienia.
- Iluzja. Kolejna sztuczka Medium. Twój cień może przybierać przeróżne kształty. – Nagle Nadia spostrzegła... drugą Iris wychodzącą zza drzewa.
– Jak i sprawić by był całkiem niewidoczny! – zachichotała. Pierwsza Iris rozpłynęła w powietrzu, pozostawiając niewielki obłok pary.
- Niesamowite.
Iris stała przed nią, posyłając jej tajemniczy uśmiech.
- Spróbuj – zachichotała wyciągając dłoń z martwym krukiem.
- Ale jak?
- No po prostu! Poczuj, jakbyś chciała wchłonąć resztki pozostawione przez duszę, a następnie tchnąć cząstkę siebie.
- To brzmi jak bajka. Cholera, to niemożliwe! Nie rozumiem co ty do mnie mówisz, ja nawet nie umiem kontrolować tych cieni. Dziś same wystrzeliły zza mnie jak mnie Nataniel wystraszył.
- Och ten Natuś. Hmm... więc BROŃ SIĘ! – krzyknęła z szaleńczym śmiechem w głosie. Wystrzeliła zza siebie wiązki cieni. Nadia krzyknęła przerażona i zasłoniła głowę rękami i skuliła się na ziemi. Po chwili dostrzegła, że nic się nie stało.
- Ty serio jesteś beznadziejna. Gdybym ich nie zatrzymała, już byś była TRUPEM – wymamrotała niezadowolona Iris. Zrobiła piruet i przeskakując z nogi na nogę kucnęła tuż przed Nadią.
- A może zbyt mało się mnie boisz? – wysyczała z zagadkowym uśmiechem. Nachyliła się nad nią gwałtownie, tak że czarnowłosa całkiem położyła się na ziemi. Kocim ruchem przeszła nad nią tak, że Nadia leżała teraz pod Iris z szeroko otwartymi oczami. Białowłosa opuszkiem kciuka musnęła jej rozchylone usta, by potem przejechać po jej szyi. Uśmiechnęła się szeroko, gdy zauważyła świeżą ranę.
- Byłabyś pięknym chowańcem – szepnęła, oblizując wargi.
- Złaź – wykrztusiła Nadia. Bała się. Iris zachichotała tylko i przejechała ręką po jej tułowiu, opuszkami palców musnęła jej udo, z którego osunęła się sukienka.
- ZŁAŹ! – krzyknęła czarnowłosa odpychając jej dłoń.
- Ooo... to mi się podoba. Ten gniew... mmm... - zamruczała. 
Wtem Nadia odepchnęła ją z całej siły. Lecz tylko zatopiła dłonie w jej tułowiu, by zaraz białowłosa rozpłynęła się w powietrzu, w obłokach pary.
Nadia zagryzła wargę z niezadowolenia i rozglądnęła się dookoła. Wszystkie chowańce wokół pochyliły się, jakby gotowe do ataku. Zaczęły warczeć i płochliwie rzucać wzrokiem dookoła. Nadia zamarła, przygotowując się na najgorsze.
- Ups, chyba twoje zabawki mnie nie lubią – Nadia usłyszała zza siebie znajomy głos. Odwróciła się i spojrzała w górę. Na swojej drodze napotkała zimne, metaliczne oczy. Ujrzała Artura, który kucał na gałęzi pobliskiego drzewa. Nadia zauważyła, że miał na sobie czarną zbroję, taką jak łowcy których widziała niedawno. Czarna skóra opinała jego wyrzeźbione ciało, a zarzucona peleryna nadawała tajemniczości. Trudno było Nadii ukryć zaskoczenie jak i... rumieniec. Artur wyglądał w niej wyjątkowo atrakcyjnie. W jednej ręce obracał metaliczną półmaskę. Zaciekawiło to Nadię.
Mężczyzna zeskoczył z drzewa. Lekko wylądował na ugiętych nogach tuż koło niej. Podał jej dłoń, by pomóc wstać. Nadia ujęła ją niepewnie.
- Co z tą zbroją? - odezwała się Iris marszcząc brwi. 
- Muszę rozmówić się z łowcami - rzucił, jednak wciąż patrzył tyko w oczy czarnowłosej.
-Nie narozrabiaj mi tu – powiedział lekko się uśmiechając. Musnął ją delikatnie po policzku nad czymś się zastanawiając. Wtem Artur pochylił się nad dziewczyną, tak że czuła jego ciepły oddech na swojej skroni. Nadii przebiegł elektryzujący dreszcz po plecach. 
- Mam nadzieję, że nie gniewasz się za poranną sytuację – szepnął i ujął długi kosmyk jej włosów. Pogładził go delikatnie patrząc z uwagą na zmieszaną twarz czarnowłosej, ale ta nie mogła nic z siebie wykrztusić. Głos ugrzązł jej w gardle. Jedynie patrzyła mu się prosto w oczy.  Po tej niezręcznej chwili Artur westchną i puścił kosmyk Nadii. Nałożył na twarz maskę która przesłaniała dolną połowę jego twarzy.  Po obu jej stronach znajdowały się podłużne nacięcia, ułatwiające oddychanie. W jego zimnych oczach dostrzegła... smutek.
- A i wiesz, że nie ma się co bać Iris, nie pozwoliłbym, by stała ci się krzywda  - powiedział jeszcze nim odszedł. 
- A tobie Iris radzę poprawić trochę mantrę. Siedzę na tym drzewie od dłuższej chwili, one mnie dopiero co wyczuły – krzyknął jeszcze na odchodne do jasnowłosej, nim zniknął pośród drzew. 
- Boże jak ja go nie znoszę! – zawyła białowłosa po chwili.
 - Mantrę poćwiczyć?! Co za imbecyl! Moje chowańce są DO-SKO-NA-ŁE!
Nadia spojrzała na wkurzoną Iris. Czuła się jakby ocknęła się ze snu. Patrzyła na białowłosą, która mocno zaciskała pięści i rzucała nienawistne spojrzenie w kierunku, gdzie zniknął Artur.
Wtem po całym lesie rozniósł się głośny dźwięk... burczenia w brzuchu.Nadia roześmiała się i popatrzyła się na zastygłą w bezruchu z zażenowania białowłosą.
- Może rozejm? Chodź coś zjeść. W rezydencji powinno się coś znaleźć nawet dla tak potężnego, krwiożerczego Medium z Martwego Lasu – zaśmiała się czarnowłosa.

*

- Po co wam te maski? – zapytała Nadia dziabiąc widelcem naleśnika na talerzu. Spojrzała na Nataniela rozwalonego na kanapie w jadalni. Sączył on powoli czerwone wino z szklanego kieliszka, o bardzo pokaźnych rozmiarach.
- Głupie pytanie – skwitował.
- Przepraszam, żałuję ale nie jestem tak wszechwiedząca jak ty – odparła, przewracając oczami.

Nataniel podniósł się na kanapie i nachylił w przód. Oparł głowę o nadgarstek. Zlustrował on dziewczyny siedzące przy stole. Iris nie wiedząc zbytnio jak posłużyć się sztućcami, pochłaniała naleśniki z dżemem rękami, brudząc się przy tym jak małe dziecko. Nadia siedziała zostawiając jedno krzesło między nimi Tak, dystans od latającego jedzenia, to dobry pomysł.
- To akurat jest dość oczywiste, pomyśl. Znaczna cześć upadłych funkcjonuje normalnie wśród ludzi. Zakładają rodziny z oblubieńcami lub łączą się w pary upadły-upadły. Ostatnio coraz więcej jest powołanych na służbę w szeregach łowców by zwalczać twory ICGBE, a sama ta organizacja wykorzystuje upadłych do eksperymentów lub do bezsensownego znęcania się nad nami. Oczywiste jest że podczas każdej akcji konieczne jest ukrycie tożsamości by ICGBE nie wpieprzyło się przypadkiem komuś na chatę, nie?
Nadia zamilkła.
Blondyn wstał i przeciągnął się. Dziarskim krokiem zbliżył się do stołu i usiadł między Nadią a Iris, trącając przy tym brunetkę. 
- Uważaj! Jeszcze mi czekoladę wylejesz! – warknęła Nadia.
- Oj byłaby taaka szkoda–  zironizował przeciągając głoski. Blondyn wziął jej kubek i bezceremonialnie wypił kilka łyków.
- Oddawaj!
- Nie.
- Pożałujesz! – Wtem Nadia dźgnęła go palcem pod żebra. Blondyn zawył, krztusząc się śmiechem.
- Jakież to groźne medium się odezwało.
Nadia spiorunowała go wzrokiem. Wtem Nataniel nieoczekiwanie pochylił się nad nią i chwycił delikatnie jej podbródek. Przyjrzał jej się uważnie z szelmowskim uśmiechem.
- Co ty...
Blondyn zbliżył się tak że od jej twarzy dzieliły go jedynie centymetry. Dziewczynę zamurowało. Wtem... polizał jej policzek.
- Pobrudziłaś się – mruknął posyłając jej zadziorny uśmieszek. Dziewczyna odsunęła się gwałtownie razem z krzesłem.
- Poradziłabym sobie sama! – warknęła i osłupiała gdy zobaczyła minę Iris. Właśnie ją piorunowała wzrokiem pod tytułem „Gdyby wzrok potrafił zabijać". Białowłosa nabrała na palec dżem i... pociapała sobie policzek patrząc wymownie na Nataniela.
W jadalni rozniósł się głośny śmiech.















Brak komentarzy: