środa, 21 lutego 2018

Rozdział 21




Kiedy zapomnę 


Ocknęła się kolejnego dnia wczesnym rankiem. Przeciągnęła się jak leniwy kocur i spojrzała na miejsce obok siebie. Artur spał skulony, zakryty razem z głową, pod kołdrą. Nadia uśmiechnęła się słabo na ten widok. Postanowiła go nie budzić. Czuła się okropnie po wczorajszej nocy. Pół nocy męczyła ją bezsenność mimo kojącej obecności bruneta. Męczyły ją przerażające mary senne, co przyczyniło się do rozrywającego bólu głowy.

„Chwile to chyba potrwa, zanim zapomnę to, co widziałam" – pomyślała i zagryzła wargę z niezadowolenia. Wyskoczyła ostrożnie z łóżka i postanowiła udać się do jadalni, napić się czegoś ciepłego. Dalsze spanie i tak nie miało już sensu, tylko męczyłaby się. Zadygotała z zimna gdy jej stopy dotknęły chłodnej posadzki. Rozglądnęła się po pokoju w poszukiwaniu jakiś swoich ubrań. Jej wzrok przykuł szary materiał, wiszący na krześle. Po chwili namysłu naciągnęła na siebie zbyt dużą koszulę Artura, która sięgała jej do połowy ud.. Zrezygnowała z dalszych poszukiwań ubrań. Westchnęła pod nosem i udała się w kierunku drzwi.
Rzuciła tylko okiem na swoje odbicie w lustrze.

„ Wrrr... jak zwykle po obudzeniu wyglądam jak seryjny morderca. I jego ofiara zarazem. Leżąca 5 miesięcy w lodówce" - pomyślała i zaraz poczłapała niezadowolona pustym korytarzem rezydencji.

Budynek wydawał się opustoszały jak nigdy. Weszła do kuchni z nadzieją spotkania znajomego kamerdynera. Dziś nawet poczciwy stary Fryderyk gdzieś się podział. Westchnęła. Przeszukała szafki w celu odnalezienia jakiejś kawy. Ku jej zaskoczeniu jedna szafka była wypełniona przeróżnymi rodzajami herbat i kaw, o jakich nawet nigdy nie słyszała. Ponadto przeróżne przyprawy – cynamon, goździki, suszone kwiaty, których za nic nie mogła zidentyfikować i inne specjały do gorących napoi, zamknięte w prostych szklanych słoiczkach. Wybrała kawę, najbardziej przypominającą KAWĘ i nastawiła wodę do gotowania. Wskoczyła na kuchenny blat i machając nogami w powietrzu zamyśliła się.
Zaraz potem zalała wrzątkiem mieloną kawę i przymknęła oczy napawając się jej zapachem.

„Czarna i cholernie mocna, tego mi trzeba było" – pomyślała.

Gorzki płyn wypełnił jej usta, rozlewając się falą ciepła po jej ciele. Wtem usłyszała za sobą szelest. Odwróciła się momentalnie, lecz zaraz z osłupieniem stwierdziła, że nikogo za nią nie ma. Przygryzła wargę. Wzruszyła ramionami i udała się w kierunku sypialni. Nie mogła się jednak pozbyć dziwnego uczucia, że ktoś ją obserwuje.
Przechodziła właśnie koło gabinetu Artura, kiedy wpadł jej do głowy pewien pomysł. Weszła do pomieszczenia. Położyła kubek na mahoniowym biurku i rozglądnęła się wokół. Koło niego, na niższym stoliku stała drukarka. Dziewczyna zwinęła Arturowi jedną czystą kartkę i pióro. Usiadła na fotelu i oddała się w wir tworzenia. Zawsze ją to uspokajało. Dziś jak na złość, nic jej nie wychodziło. Świsnęła jeszcze jedną kartkę i zaczęła kreślić kolejne linie czarnym atramentem.


„Chyba się nie obrazi jak mu trochę papieru pobabram" – pomyślała uśmiechając się.


Cały czas nie opuszczało ją przeświadczenie, że jest obserwowana. Zignorowała to i zaczerpnęła łyk gorzkiego płynu.
Wtem poczuła delikatny dotyk na swoich ramionach. Dziewczyna pisnęła krótko i wyskoczyła jak z procy. Nieświadomie wypuściła zza siebie salwę cieni.

- Dość, stój! Nie zabijaj! – usłyszała znajomy głos.

- Durniu, pogięło cię?! – wrzasnęła rozwścieczona patrząc na blondyna rozłożonego na ziemi. Jeden cień drasnął go w policzek. Nadia była zdezorientowana, dlaczego go zaatakowała, i przede wszystkim JAK.

-Oj przestań, chciałem cię tylko przestraszyć– powiedział puszczając jej oczko. Nadia dostrzegła jak w mgnieniu oka rozcięcie z jego policzka znika. Przyprawiło ją to o lekki dreszcz.

- Bardzo śmieszne – mruknęła pod nosem. – Teraz chyba już nic nie jest w stanie mnie przestraszyć – powiedziała gorzko. Blondyn zrozumiał co miała na myśli.

Nataniel dalej leżał na podłodze i dodatkowo założył ręce za głowę, jakby posadzka była najnormalniejszym miejscem na odpoczynek.

- Emm.. masz zamiar tam zostać? – powiedziała z przekąsem, spoglądając na Nataniela.

- Yep. Stąd mam fajne widoki – powiedział rozbawiony.

Wtem policzki Nadii zapłonęły, gdy uświadomiła sobie, że jest ubrana tylko w koszule Artura. Odskoczyła momentalnie od blondyna


- Zamorduje! – wrzasnęła mierząc kopniaka prosto w jego głowę. Ten jednak z łatwością zatrzymał cios, jakby bawił się z małym dzieckiem. Wtem ... wystawił jej język.

- Jak ty mnie irytujesz! – zawyła rozbawiona.

- Też się cieszę, że cię widzę - powiedział szczerze, patrząc jej prosto w oczy.

Nadia zagryzła zaskoczona usta i odwróciła się na pięcie, krzyżując ręce na piersi. To było miłe.
Usłyszała jak chłopak wstaje z westchnięciem.

- Skąd wiesz o strażnikach? – wypalił niespodziewanie.

- Że co?

- To co narysowałaś. Facet bez połowy łba i z mieczykiem. – Nadia spojrzała na niego. Siedział na biurku machając jej rysunkiem w powietrzu.

- Jacy strażnicy? – wykrztusiła- Narysowałam to, co chciało mnie wczoraj zabić.

- Dziwne. – Nataniel zmierzył ją wzrokiem. – Domyślam się że chodzi ci o to, co widziałaś podczas przeistoczenia. Naprawdę dziwna sprawa, że w twoich wizjach pojawiło się coś, czego nigdy nie widziałaś. Oni faktycznie istnieją. – Nadii zjeżył się włos na karku.

- Właśnie, jak się czujesz? – zagadnął posyłając jej wyjątkowo miły uśmiech.

- Jakby coś mnie zjadło, przetrawiło. I jeszcze raz zjadło – mruknęła.

Spostrzegła, że Nataniel też nie wygląda zbyt dobrze. Przez jego jasną cerę, cienie pod oczami jeszcze bardziej się odznaczały. Włosy miał roztrzepane na wszystkie strony świata, rozchełstaną bordową koszulę, dodatkowo krzywo zapiął. W sumie wyglądał jakby też wstał dopiero co z łóżka.

- A ty czemu nie śpisz? – zapytała przekrzywiając głowę w bok.

- Jakoś nie mogłem spać – powiedział drapiąc się po głowie. - Wolałem wstać i przygotować ci dokumenty do szkoły.

- Człowieku, tobie serio ktoś musiał jebnąć płytą chodnikową w łeb że wstajesz i robisz jakąś papierkową robotę. Kim jesteś i co zrobiłeś z Natanielem? I o co w ogóle chodzi z tymi dokumentami?

- Powiedziała ta, co wczoraj ledwo co uszła z życiem a teraz pląta się po domu jak Kacper, przyjazny duszek. – powiedział rozbawiony. - Ferie się kończą. Musimy coś zrobić z jedną wyjątkowo irytującą brunetką. Chyba że wolisz upozorować swoje samobójstwo to ok.

- W sumie raz już prawie umarłam – zironizowała i oparła się o parapet okna, krzyżując ręce na piersi.

- Wpisz to sobie do CV – odezwał się z przekąsem. Westchnął i nagle przewrócił się na biurko. Wyciągnął przed siebie rysunek Nadii, bacznie go studiując.

- Po co miałabym pozorować swoją śmierć?

- Od kilku dni Artur mnie męczy żebym załatwił twoje sprawy ze szkołą, bo sam miał urwanie głowy z łowcami. Opisałem już twoje podanie, list skierowany do twojej szkoły w którym, jakże szczęśliwym trafem, dostała ci się nominacja do dokończenia edukacji jako uczeń Akademii Miriam Valent. Pierdolenie. Od początku mówiłem że samobójstwo byłoby ciekawsze, mniej roboty i pewniejsze że twoi staruszkowie nie będą robić kłopotów. W końcu „No human – no problem."

Nadia westchnęła i poczuła lekkie uczucie smutku na wspomnienie rodziców.

-To jest stricte fikcyjna placówka? Niezły mit strzeliliście. Dość głośno było o niej niegdyś w internecie. Legendarna szkoła dla najzamożniejszych, najzdolniejszych uczniów, ciągle zmieniająca miejsce swojego funkcjonowania w najpiękniejszych zakątkach świata. Tylko nieliczni szczęśliwym trafem mogą zostać nominowani by zostać jej uczniami. Bajka niezła.

- Nie, nie. Akademia Miriam Valent naprawdę istnieje. Uczy się tam zgraja medium. Nie nazwałbym jej czymś szczególnym. Ale i owszem, co semestr zmieniają miejsce uczelni. Co prawda nie wybierają jakiś wybitnie urokliwych miejsc. Wszystkie medium jakie funkcjonują w świecie są jej absolwentami. Oczywiście pomijam fakt dzikich medium. Do tej pory nie wiemy ile rzeczywiście was jest.

- I co, teraz tam będę chodzić do szkoły?

- Nie. Ty złotko jedziesz z nami do Hadesu. W końcu jesteś potrzebna naszemu nieudolnemu królowi – tu zacmokał prześmiewczo - Nie ma sensu się rozdrabniać, także chcemy załatwić twoją sprawę przed podróżą. Zostaniesz tam z nami. Cholera, jeszcze koronacja. Niezły bajzel się szykuje.

- Fajnie, że jak zwykle dowiaduję się na końcu jak ma wyglądać moje życie. O matko. Mój chłopak jest królem jakiejś legendarnej rasy, ponadto toczącej wojnę z ludźmi. Musiałam umrzeć żeby mógł w pełni korzystać z swoich zdolności. Mam zmienić szkołę, ponadto będącą w samej stolicy wyżej wymienionej rasy legendarnych. – wyrecytowała Nadia jednym tchem – Kuźwa, jak to brzmi?! – spojrzała na Nataniela. Ten zrobił śmiertelnie poważną minę i... prychnął głośnym śmiechem.
Nadia opadła na fotel przy biurku. Chciała zrezygnowana walnąć głową w mahoniowe deski ale przecież leżał tam wyciągnięty blondyn. Więc odsuwając trochę krzesło Nadia położył głowę koło niego i odwróciła w drugą stronę. Wyglądała jakby uszło z niej całe życie.

- Odrobina normalności nie zaszkodziłaby, wiesz? – jęknęła.

-Normalność? Eh... Wymarzona reguła, która na razie składa się z wyjątków – powiedział spokojnym tonem. Nieoczekiwanie pogładził dziewczynę po rozczochranych włosach.


*






Oczami Nataniela. Dwa lata wcześniej.


Obudziłem się przez to cholerne ptaszysko. Siedział skubany na parapecie i krakał niemiłosiernie. Myślałem, że mnie szlag trafi. Przeciągnąłem się jak kocur i dość koślawym krokiem zbliżyłem się do okna.
- Spadaj! – wrzasnąłem wkurzony i walnąłem otwartą dłonią w szybę. No chyba sobie kurwa robisz ze mnie jaja? To wstrętne ptaszysko nawet nie drgnęło. Kruk przekrzywił w bok swoją główkę i o ile wzrok ptaka może być wymowny, spojrzał na mnie jak na idiotę. Może zbytnio się nie mylił, skoro stałem jak głupi przy oknie i próbowałem przegonić jakieś cholerstwo. Otworzyłem gwałtownie okno i z łatwością złapałem tego gnoja. Zdziwiło mnie to trochę, że tak łatwo się dał. Bynajmniej nie delikatnie trzymałem go za szyję gotowy w każdej chwili skręcić mu kark. Spojrzałem w te puste ślepia. I wszystko jasne. Obserwator. Ktoś ma niezły ubaw obserwując mnie oczami kruka. Takiego wała! Pokazałem ptaku wymowny gest, posługując się środkowym palcem i skręciłem mu kark. Wystawiłem truchło przez okno i zaraz między palcami przesypał się jedynie popiół. Tylko kto miał czelność mnie obserwować?

- Co ty robisz głupku? – Odezwał się niski, męski głos.

- Nieważne, człowiek tego nie zrozumie.

Głos prychnął. Zbliżyłem się do łóżka. Na kanapie postawionej tuż u jego nóg leżał wyciągnięty koleś. Przeciągnął się ospale, masując obolały kark. Wyciągnął za siebie swoje okularki w czarnych prostych oprawkach i już patrzył na mnie zza szkieł swoimi spokojnymi, bursztynowymi oczami. Nieraz miałem wrażenie że potrafi mnie nimi prześwidrować na wylot. Za bardzo pozwoliłem mu się poznać. Był to wysoki facet, w sumie tego wzrostu co ja. Może trochę chudszy, chociaż to zrozumiałe. Zwykły człowiek nie spędził pół życia na morderczych treningach mających na celu szybką likwidację zbędnych istnień z tego świata. Toteż muskulaturę porównując do mnie miał – marną. Miał na sobie prostą szarą koszulę wpuszczoną w dopasowane czarne spodnie. U boku dyndały mu dwa łańcuchy, a w pasie miał czarny skórzany pasek zdobiony dwoma rzędami ćwieków. Matko, że nawet tego nie zdjął do spania. Masochista kurwa.

Wracając jeszcze do opisu tego ćwoka. Miał włosy o barwie głębokiej czekolady. Coś takiego istnieje? W każdym razie te dwa epitety bezbłędnie opisują barwę jego brązowych włosów. Nosił je wiecznie rozrzucone na wszystkie strony świata, a przydługa grzywka ciągle leciała mu do oczu. Dodatkowo miał wydzierany rękawek, od dłoni do łokcia, w symetryczne wzory przeplatające się z celtyckimi symbolami. Nie będę oceniał jego walorów urody, ale nieraz, gdy byliśmy w jakimś klubie, to w błyskawicznym tempie zyskiwał gromadkę napalonych lasek. Gościu ma wzięcie co świadczy samo przez się. Chociaż pominę fakt że zwykle to była gromadka upadłych płci pięknej, łasych na świeżą krew.

- Niech ci będzie. Dzięki że mnie przekimałeś, może Cornelia dziś łaskawie odda mi chociaż moje rzeczy bym mógł się wyprowadzić.

- Sebuś, to tak na serio? – zapytałem siadając koło niego.

Szatyn chwilę się zamyślił. Zaczął jeździć po swojej wytatuowanej ręce, jak to miał w zwyczaju, gdy coś intensywnie rozważał. Bądź się stresował.

-Nie chce mi się marnować czasu na kobietę, z którą łączą mnie stosunki zakrawające tylko o te łóżkowe. Początkowo wydawało mi się że to jest TO, było coś poza tym, ale z perspektywy czasu...

- Eh ludzie, ludzie – parsknąłem. Skrzyżowałem ręce na karku i odchyliłem głowę w tył. Przymknąłem zmęczone powieki. Oczy mnie piekły a w ustach zaschło jakbym wpierdolił łyżkę cynamonu.

- To pozdrów swoją Byłą Kobietę – skwitowałem.

- Przed, czy po tym, jak mi pierdolnie jej brat? – powiedział zimno przesłaniając oczy. Jak zwykle nie chciał nic dać po sobie poznać, jak bardzo męczy go ta sytuacja.
Spojrzałem na niego otwierając jedno oko i nieznacznie przekrzywiając głowę . Trochę mnie to ugryzło, że ktoś chce mi obić mojego Znajomego Człowieka. Szczerze? Sam nie wiem co w nim jest że do tej pory nie ogłupiłem go urokiem, by o wszystkim zapomniał. Jego obecność wyjątkowo mnie nie męczy. Albo sposób w jaki się dowiedział o moim świecie, gdy porządnie najebany wgryzłem się w przypadkowego przechodnia.


To będzie krótka opowieść. Idę sobie, również, dokładnie w odległości mojej wyciągniętej ręki. Wtem zgarniam go w boczną uliczkę i wgryzam się w tętnice szyjną. Całkiem normalne nie? Wiadomo że zaczął się szarpać. Pamiętam, jak nagle skamieniał zupełnie. Wtedy odsunąłem się i pierwszy raz zobaczyłem jego twarz. Był śmiertelnie... spokojny. Zimnym tonem zapytał się czy od tego umrze. Myślałem że tam jebnę. Po prostu rozłożyło mnie to na łopatki.

- Nie.

- Wampir, kosmita czy jebnięty satanista? - i jeszcze ten gest poprawiania okularów, zdradzający zaciekawienie.

- Do kosmity mi daleko, wampir przereklamowany, ale jebnięty satanista... No, to ci się udało.


Wiele razy zupełnie dla zabawy tłumaczyłem ludziom kim jestem, by potem im bezczelnie wymazać pamięć jak się zaczynali rozklejać czy robić inne dziwne rzeczy. W tym przypadku było zupełnie inaczej. Sebastian wysłuchawszy kilku zdań podsumował słowami Szekspira „Są rzeczy na niebie i na ziemi, o których się filozofom nie śniło". Potem skończyliśmy w jakimś barze na piwie i tak zostało. Jestem zupełnie spokojny o to, że zachowa moją tajemnicę. Bo też, któż by mu uwierzył?

- Dobra, ja spadam. Cya – powiedział wstając z kanapy.

- Nope – wymamrotałem i pociągnąłem go za rękę. Szatyn stracił równowagę i upadł znów na kanapę obok mnie. Nachyliłem się nad nim odchylając kołnierz jego koszuli.

- A gdzie zapłata za nocleg? – zasyczałem dla zabawy. Lubiłem ten błysk strachu w jego oczach, który momentalnie Sebastian chował pod swoją spokojną maską.

- Stary, nie masz w sobie za krzty bezinteresowności – mruknął odchylając głowę w tył. – Nie pobrudź mi koszuli – dodał markotnie.

Zbliżyłem się. Uderzyła mnie ta zniewalająca woń wanilii. Ludzie mają przeróżne zapachy, odzwierciedlające jakość ich krwi. Im człowiek zdrowszy tym jego krew i woń staje się bardziej kusząca.

Polizałem lekko jego szyję, takie przyzwyczajenie. Mi od dziecka wpajano, że przez to ofiary mniej odczuwają ból związany z ugryzieniem. Ponoć enzymy zawarte w naszej ślinie paraliżują na moment komórki nerwowe w tym miejscu. Słyszałem doskonale lekko przyśpieszony rytm jego serca, szum płynącej krwi. Wiedziałem doskonale gdzie ugryźć, by krew nie trysnęła zbyt gwałtownie. Chłopak jak zwykle nawet nie mrugnął gdy moje kły zatopiły się w jego gładkiej skórze.

*
Ze snu wyrwał Nataniela głos brata.

- Widziałem już jak śpisz w przeróżnych miejscach,w różny stanie i z różnymi osobami. Ale biurko? Tego jeszcze nie było–powiedział brunet, patrząc z rozbawieniem na rozciągniętego na drewnie blondyna.

Ten popatrzył na niego zdezorientowany i potrząsnął głową jakby chciał coś wyrzucić z głowy. Przetarł oczy i znów odchylił głowę do tyłu.

- O matko, to był sen. Znów te wspomnienia – zaszeptał ledwie zrozumiale. Przesłonił ręką oczy. Dopiero teraz spostrzegł że na jego ręce coś ciąży. To Nadia oparła o nią głowę i również zasnęła.

Nataniel przyłożył palec do ust nakazując bratu ciszę i skinął na niego by podszedł.

- Weź ją do łóżka, może jeszcze pośpi – mruknął, delikatnie oswobadzając ramię.

Artur westchnął.

- To tu mi uciekłaś mała – zaszeptał, biorąc ją ostrożnie na ręce.

- Postaw mnie – jęknęła nieoczekiwanie.

- No i cały niecny plan, szlag trafił – mruknął Nataniel.

- Jeny, to co wy mi chcieliście zrobić? – mruknęła chwiejąc się lekko na nogach. Artur przetrzymał ją w tali, by nie upadła. Spojrzała mu w oczy, zadzierając głowę do góry. Ramiona jej się nagle delikatnie zatrzęsły. Artur patrzył na nią oczami płonącymi czerwienią. Nagle makabryczne obrazy wróciły. Te płonące ślepia wyłaniające się z mroków, jej największych lęków. Nadia próbowała stłumić emocje. Brunet spojrzał na nią zdezorientowany. Wtem brunetka potrząsnęła lekko głową i uśmiechnęła się słabo.

- Wybacz, to po wczoraj – powiedziała cicho spuszczając wzrok. Nadię gryzło to. Była na siebie zła, że tak zareagowała. Znów spuściła wzrok i odsunęła się od bruneta.

- Muszę zaczerpnąć świeżego powietrza, przepraszam – rzuciła i odwróciła się gwałtownie na pięcie, prując przed siebie, by wymknąć się z gabinetu.

Nagle poczuła mocny uścisk na swojej ręce. Odwróciła się zdezorientowana. Wtem Artur naparł na nią i przycisnął do framugi drzwi.

- Nie uciekaj mi. Dopiero co cię odzyskałem- zaszeptał jej do ucha, co przyprawiło dziewczynę o elektryzujący dreszcz. Nagle poczuła jak brunet składa jej pocałunek na szyi. Nadia zaczęła się wiercić. Spojrzała przez ramię bruneta na Nataniela, który właśnie wstał z biurka i stał oparty o nie z skrzyżowanymi rekami na piersi. Przekrzywił z zaciekawieniem głowę i wpatrywał się w nią, nie kryjąc rozbawienia.


- Nie... - jęknęła, zgadując jakie są zamiary bruneta. – Niech on wyjdzie – powiedziała zmieszana. Spanikowała, gdy brunet polizał przeciągle jej gorącą szyję. Na jej twarzy wykwitł rumieniec. Była zakłopotana obecnością blondyna.

- Zapłacę za każdą rzecz której jeszcze nie widziałem – zaśmiał się Nataniel.

Wtem Nadia poczuła dotkliwe ukłucie, niczym dwa sztylety wpajające się w jej ciało. Czuła jak spływa po niej gorąca ciecz, jak jej koszula staje się wilgotna od szkarłatnego płynu. Zacisnęła mocno powieki, próbując się uspokoić. Słyszała łapczywe przełykanie i szum krwi w skroniach. Zemdliło ją to. Zaczęła powoli osuwać się na podłogę a wraz z nią brunet. Trzymał ją mocno, obejmując za talię a drugą ręką przyciskając jej nadgarstek do framugi.

Po chwili mężczyzna poluźnił uścisk.

- Drżysz – zaszeptał, odsuwając się nieznacznie od dziewczyny. Polizał nieśpiesznie świeżą ranę.

Spojrzał jej prosto w oczy. Nadia miała otwarte usta, nie wiedząc kompletnie co powiedzieć. Spuściła wzrok. Wtem mężczyzna złapał ją za podbródek i podciągnął do góry by na niego spojrzała.

- Nie lubię, gdy to robisz – powiedział twardo.

- Dlaczego... - szepnęła patrząc się pustym wzrokiem.

Artur odsunął się od dziewczyny i kucnął przed nią.

- Dlaczego... - powtórzył zamyślony
-Przecież wiesz - westchnął. Odgarnął z jej twarzy kosmyki kruczych włosów i pogładził ostrożnie po policzku.

- Czemu się mnie boisz? – rzucił jakby do siebie.

Wtem na jego twarzy pojawił się lekki grymas bólu. Syknął zaciskając dłonie w pięści. Złapał się za ramię i oparł plecami o framugę by nie stracić równowagi.

- Co się dzieje ? – spanikowała Nadia patrząc przerażona na wykrzywioną w bólu twarz Artura.

- Rana mu się pewnie zabliźnia. W końcu nieźle go wczoraj pokiereszowałaś – mruknął Nataniel. Nadia rzuciła mu spłoszone spojrzenie. Przypomniał jej się obraz zakrwawionego Artura ubiegłej nocy. Dziewczyna zrozumiała dlaczego, to co przed chwilą miało miejsce, musiało się stać.

- Spokojnie, zaraz się zrośnie i nie będziesz musiała tyle oddawać krwi– mruknął. W jego głosie dało się słyszeć nutę rozgoryczenia.

- Ale o co ci chodzi?!

- Nadio, znów się mnie boisz. Przecież widać to na pierwszy rzut oka. Poczekam aż znów przywykniesz do tego. Rozumiem cię, to co wczoraj widziałaś... nie, pewnie żadne słowa tego nie opiszą. Ale to nieważne. Najważniejsze, że jesteś cała. – powiedział spokojnie. Wtem przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił.

-Przepraszam. Przestraszyłem cię -szepnął.

Nadia westchnęła.
- Pójdę się przebrać, znów całą mnie pobrudziłeś - powiedziała lekko łamiącym się głosem, ale uśmiechnęła się. Starała się brzmieć naturalnie, ale gardło wciąż miała ściśnięte. Wyswobodziła się z ramion bruneta. Po czym czując na sobie wzrok braci, wyszła z pokoju. 

- To ludzkie dziewczę... – mruknął Nataniel, patrząc spod przymrużonych z zaciekawienia oczu na drzwi za którymi znikła dziewczyna.

- Nie kończ – uciął krótko Artur, ścierając ślady krwi z kącików ust. Widać było jego irytację. Wtem w całym gabinecie dały się czuć lekkie wibracje. Brunet zacisnął mocno pięści. Nagle dał się słyszeć dźwięk tłuczonego szkła. Pęknięcie w oknie rozprzestrzeniło się niczym pajęczyna.

- Dobra spokojnie. Nie wariuj mi tu – mruknął pod nosem blondyn.

Artur podszedł do okna i przejechał opuszkami palców po pęknięciu. Widać było że jest zły.

- Wybacz, nie kontroluję tego jeszcze – westchnął.

- Nauczysz się. Nowa zdolność?

- Tak. To przez wczoraj.

-Zmieniając temat, chyba niedługo trzeba będzie podskoczyć do Hadesu po pewne żelastwo na łebek – i tu jasnowłosy prześmiewczym gestem obrysował sobie aureolkę nad głową.

- Dzisiaj się tym zajmę. Trzeba powiadomić Kryształową Radę o naszym przybyciu oraz o hmm... stanie Nadii. Potrzebuje zdecydowanie nauczyciela.

- Masz zamiar ją posłać do akademii pełnej upadlych?

- Pewnie tak. Mimo pewnych różnic w technice walki między medium a upadłymi, nie powinno być większych problemów by poddać ją podstawowemu treningowi. Poza tym, na pewno chce skończyć podstawę programową szkoły średniej.

- Nie uważasz, że pełna klasa upadłych, plus twoja ślicznotka... eh... ona pachnie przecież jak człowiek.

- Poradzi sobie, o to chodzi, że nie chcę jej posyłać do Akademii dla medium. Ta akademia powinna już dawno zostać wcielona do głównego gmachu w Hadesie. Ostatnio dość niepokoi mnie zbytnie zainteresowanie tą placówką. Nie możemy sobie w obecnych czasach pozwolić na utratę nawet takiej niewielkiej ilości medium. To nieoceniona pomoc w naszych szeregach.

~~~~~~~


Dużo się w tym rozdziale dzieje. Mam zamiar wpleść w opowiadanie kilka wspomnień Nataniela, stąd też fragment "Oczami N..."

Brak komentarzy: