środa, 21 lutego 2018

Rozdział 19 cz.1



Oto ostatnia cześć przeistoczenia Mam nadzieję że wytrwaliście do końca razem z Nadią. Czy miłość jest silniejsza od śmierci? Czy Nadia wybrudzi się ze świata swoich lęków? Czy jednak zostanie pokonana przez swój największy strach. Sami zobaczcie. Mam nadzieję, że będziecie to czytać, tak ja to pisałam - bez tchu ; )


Otoczył ją oddział łowców. Pochwyciły ją szorstkie dłonie, ogarnął żar ognistych skrzydeł. Oskarżający głos, groźby, strach i wszechogarniająca ciemność.


To wszystko co pamiętała zanim straciła przytomność. Obudziła się na zimnej twardej posadzce celi. Przejął ją wszechogarniający chłód. Spróbowała się podnieść lecz krępowały ją ciężkie łańcuchy. Zadygotała. Rozejrzała się wokół. Otaczały ją kompletne ciemności. Tylko w jednym punkcie przedzierała się nikła łuna światła- w szparze ciężkich drzwi. Nie wiedziała ile już tam tkwiła. Nieraz słyszała szloch bądź krzyki pojmanych ludzi.


- Co oni nam tam zrobią? Wszyscy zginiemy! - usłyszała pewnego razu.


- Zamknij się - odpowiedział jeden z więźniów.


- Jak oni ich tam biorą, to nigdy nie wracają. Zginiemy, zginiemy, zginiemy!


- Ktoś tu się niecierpliwi - wtem usłyszała głos. Był to strażnik stojący nieopodal jej celi. Spojrzała przez szparę w drzwiach. Upadły właśnie gwałtownie otworzył kraty i wszedł do celi z ludźmi.


- Nie... zostaw mnie, ty ogarze piekielny!


- Jesteś bardzo niemiły. Ja tylko chciałem uzmysłowić ci, co cię czeka.


- Zostaw! Zostaw, co ty robisz?! - Nadia widziała tylko jak upadły przyparł do więźnia. Człowiek się wyrywał, lecz było to bezskuteczne. Upadły wgryzł się prosto w tętnice szyjną. Krew trysnęła aż na posadzkę. Chwila grozy, pełna krzyku obecnych, wierzgania pochwyconego więźnia i... Obrzydliwego dźwięku przelykanej krwi. Po chwili bezwładne ciało z rumorem osunęło się na ziemię.


- To by było na tyle - zaśmiał się upadły, widząc przerażenie malujące się na twarzach więźniów. Nadię przeszył dreszcz. Gwałtownie odskoczyła od drzwi i osunęła się na ziemię. Nie mogła uwierzyć w to, czego była przed chwilą świadkiem.


„Nie, nie złamię się, to wszystko jest kłamstwem, wymysłem mojej podświadomości" -powtarzała sobie w myślach.


Wkrótce zapadła w bardzo niespokojny sen.


*


- Wstawaj śmieciu- Nadia została brutalnie wyrwana z snu. Ledwo widziała sylwetkę przed sobą, gdyż oślepiło ją rażące światło. Wtem dostała potężnego kopniaka w żebra.


Jęknęła. Powoli wstała i spojrzała na napastnika. Pociągnął ją za łańcuchy które miała na dłoniach, zmuszając żeby za nim poszła. Szli chwilę pustym korytarzem rezydencji, która teraz była w zupełnej ruinie. Nadia ledwo rozpoznawała ten korytarz. Wtem weszli do Sali, która kiedyś była biurem Artura. Teraz pomieszczenie było całkowicie pozbawione mebli, z wyjątkiem potężnego tronu stojącego pośrodku sali.


- Kimże jesteś, że masz czelność znieważać króla? - w komnacie rozniósł się jego głęboki głos. Tak bardzo jej znajomy, teraz szorstki i karcący. Artur zmrużył oczy, lustrując dziewczynę. Strażnik trzymał łańcuchy, krepujące jej dłonie. Wtem popchnął ją, tak że upadła prosto pod stopy króla. Zdarła sobie dłonie i dotkliwie stłukła kolana. Odrzuciła zaraz głowę w górę i spojrzała Arturowi prosto w oczy.


Siedział na potężnym tronie, o bogato zdobionym, srebrnym oparciu. Podłokietniki były w kształcie nagich kobiet, z czaszkami zamiast głów. Wokół kręciło się kilku uzbrojonych upadłych, gotowych zareagować w każdej chwili. W komnacie panował półmrok przełamywany gdzieniegdzie niepewnym płomieniem kilku świec. Nadii zakręciło się w głowie i przeszył ją strach. Mężczyzna skąpany w mroku emanował złowrogą aurą. Nadii zamarł oddech w piersiach, gdy uświadomiła sobie że jest to mężczyzna za którego nie wahałaby się oddać życia, a teraz... sam czyha na jej żywot. Mierzył ją zimnym spojrzeniem które przeszywały każdy milimetr jej ciała niczym szpilki, a dreszcz tańczył jej po ramionach. Mężczyzna mierzył ją spojrzeniem pełnym pogardy, jednak zdradzało one nutę rozbawienia odgrywającą się sytuacją.


- Artur... - szepnęła. Zapiekły ją oczy, od wstrzymywanych łez.


- Odpowiadaj, jak się do ciebie mówi! - krzyknął wściekły strażnik, który stał za nią. Wymierzył jej cios, prosto w lędźwie. Nadia zajęczała. Ból sparaliżował całą dolną część jej pleców.


- Zniewagę raczej uczynił ten, którego skróciłam o głowę- powiedziała, zdobywając się na twardy ton. Mimo to żołądek miała związany w supeł. Uśmiechnęła się jednak pod nosem. 

- Jakim prawem mógł się mianować „panem" jakiś marny sluga? - kontynuowała, a jej głos stawał się coraz pewniejszy. 

- I czy to wymagało to rozlewu krwi? Według świadka, zrobiłaś to jedynie po to, by zwrócić moją uwagę - powiedział patrząc na nią z góry- A było bardzo, BARDZO złe posunięcie. Zdajesz sobie sprawę że karą za śmierć - jest śmierć? - wycedził.


Nadia spróbowała wstać, lecz strażnik zaraz ugodził ją kolejnym ciosem, uniemożliwiając to.


- Oczywiście jeśli chodzi o śmierć upadłego. Wy sami możecie mordować dziesiątki ludzi - warknęła zaciskając mocno szczęki, by stłumić jęk bólu.


- Odwieczne prawo selekcji naturalnej, a tak się składa, że to my jesteśmy na szczycie łańcucha pokarmowego- powiedział brunet, znudzony wzruszajac ramionami. W komnacie zarechotało kilku rozbawionych strażników.


- Więc jakie jest wasze prawo? Człowiek zabijający upadłego zasługuje na śmierć, a ja? Przecież nie należę, ani do waszego świata, ani do ludzi- powiedziała dumnie, wytrzymując twardo palące spojrzenie króla.


Artur prychnął jedynie.


- Rzeczywiście nie zdajesz sobie sprawy jak beznadziejna jest twoja sytuacja - rzekł cedząc słowa przez zaciśnięte zęby, a każde słowo godziło ją niczym gwóźdź wbity w serce.


-Nie, to jest MÓJ świat. Nie złamiesz mnie - szepnęła.


- Co tam szepczesz?


- Jestem potężnym medium. Nie uważasz, że szkoda byłoby zmarnować taką krew? Krew dającą potęgę? - zdobyła się na nutę arogancji w głosie.


- Nie rozśmieszaj mnie- Tu skinął wymownie na upadłego stojącego za dziewczyną.


-Skoro sam król postanowił mnie osądzić, to nie mogę być tak mało warta, jak mnie zapewniasz.


Strażnik który był za nią, pociągnął za łańcuchy. Zbliżał się, a uderzenia ciężkich butów niosło echo przez komnatę. Gdy dzieliły go zaledwie kilka kroków od dziewczyny, ta zerwała się nieoczekiwanie na równe nogi i zatoczyła koło. Skoczyła błyskawicznie. Łańcuch którym miała spętane dłonie zaczepiła o jego szyję. Zacisnęła na gardle i podcięła nogi tak, że strażnik runął na kolana. Zdezorientowany zaczął się szarpać. Inni strażnicy ruszyli. Wtem Artur wstrzymał ich ruch wykonując gest dłonią.


- Interesujące - usłyszała znajomy głos z końca sali. 

Nataniel.

Nagle rozległo się echo szybkich kroków, lecz nie zdołała wystarczająco zwinnie odpętać łańcuch z szyi strażnika, by uniknąć ataku. Poczuła miażdżący kopniak w plecy. Siła uderzenia sprawiła że potoczyła się kawałek po posadzce. Momentalnie odrzuciła głowę do góry, na szczęście, gdyż dzięki temu udało jej się uniknąć kolejnego ciosu wycelowanego prosto w jej głowę. Jasnowłosy tanecznym krokiem wycofał się w tył.


- Czemu nie mówiłeś, że mamy gościa? Nie bądź taki porywczy Arturze, dostarczmy mu troszkę rozrywki - powiedział pazernie wlepiając wzrok w dziewczynę. Nadia nigdy dotąd nie widziała u niego takiego wyrazu. Oczy jakby świdrowały ją na wylot, miała wrażenie jakby stały się oślizgłe, jak u jakiegoś gada czyhającego na swoją ofiarę. Uśmiech wyrażający wyższość i chęć mordu. Był zupełnie inny niż go zapamiętała. Poczuła się mała, tak bardzo bezbronna. Jasnowłosy przesłonił dłonią oczy, by zaraz buchnął z nich prawdziwy żar szkarłatu.


- W sumie masz racje. Rzeczywiście byłoby szkoda, zmarnować rzekomo tak potężną krew. Zabawmy się więc - powiedział z wyższością Artur, a parszywy śmiech obecnych wypełnił komnatę. Czerwone ślepia rozbłysły w ciemnościach.


Nataniel w ułamku sekundy znalazł się przy Nadii. Chwycił jej spętane łańcuchem dłonie i uniósł za nie dziewczynę do góry, jakby była jedynie szmacianą laleczką. Ich oczy znajdowały się teraz na tym samym poziomie. Czerwone ślepia, nie zdradzające cienia, jakichkolwiek uczuć. Czysty żar czerwieni. Nataniel zachichotał. W dłoniach skruszył kajdany dziewczyny przez co z impetem runęła na podłogę. Tam spotkała kolejną parę szkarłatnych oczu. Pisnęła przerażona.


- Uciekaj - wyszeptał z rozbawieniem Artur.


Dziewczyna zerwała się i ruszyła prosto przed siebie w stronę otwartych drzwi. Wokół dał się słyszeć śmiech. Nie słyszała kroków pościgu za sobą. Nie zważając na nic biegła przed siebie, co chwilę odwracając się przez ramię. Serce jej szalało, a do skroni uderzyła gorąca krew. Panicznie szukała znajomych miejsc by wydostać się z rezydencji. Na próżno. Wszystko wokół było zrujnowane. Krwawe napisy na ścianach, dziesiątki butelek, niedopalone papierosy, fetor unoszący się w powietrzu i zabite deskami okna. Rezydencja była niczym karykatura rzeczywistej posiadłości Artura.


Wtem usłyszała cichy chichot. Z bocznego korytarza wyskoczył upadły zagradzając jej drogę.


- A dokąd to się wybierasz? - Zaśmiał się wyciągając łapska, by ją pochwycić. Nadia odskoczyła i wystrzeliła w napastnika salwą cieni. Była tak zdenerwowana, że ani jeden nie trawił celu. Kupiła jednak dzięki temu trochę czasu i zaraz biegła już innym korytarzem. Usłyszała kroki. Mnóstwo kroków. Goniono ją. Ponadto przed nią z końca korytarza, zaczęły wyłaniać się kolejne sylwetki. Nadia znalazła się w potrzasku, a dzieliły ją tylko schody w dół, do podziemi rezydencji. Dziewczyna przyśpieszyła. Z obu stron upadli zbliżali się nieubłaganie. Szyderczy, triumfalny śmiech dochodził z obu stron. Czuła już ich oddech na swojej szyi, już wyciągali swoje lepkie łapska by ją pochwycić. Wtem skoczyła. Przywołała swój cień który oblekł ją niczym powłoka i jak strzała wpadła w dół schodów. Cień zamortyzował upadek. Spostrzegła, że upadli zostali na schodach. Nie zwracając na to uwagi pognała prosto przed siebie, w objęcia mroku.


































Brak komentarzy: