piątek, 27 maja 2016

Rozdział 18







Nieznośny dźwięk budzika wyrwał ją z objęć Morfeusza. Dziewczyna przeciągnęła się leniwie na łóżku i przetarła oczy. Wtem skamieniała. Uzmysłowiwszy sobie gdzie jest i co się działo ułamek sekundy temu, wyskoczyła z łóżka jak oparzona. Zaraz tego pożałowała, gdy cały pokój zawirował jej przed oczami.


- Co do...


Spostrzegła że jest w swoim własnym mieszkaniu. Znajomy szaro- czarny wystrój, odznaczający się od bieli ścian. Rozkopane łóżko, duże okno z szerokim parapetem, wyścielonym pikowaną poduchą. Wszystko było na miejscu. Nadia wolnym krokiem, by znów nie mieć przyjemności wywołać zawrotów głowy, udała się do łazienki. Lodowatą wodą obmyła twarz.


- Przecież to jest sen, czemu wszystko czuję? Zimno wody, duszność w pokoju. Niemożliwe...


Spojrzała na swoje lustrzane odbicie. Niska brunetka patrzyła na siebie wielkimi jak spodki oczyma. Miała na sobie swoją piżamę, złożoną z czarnego podkoszulka i fioletowych, krótkich spodenek.


- Nie, to jest niemożliwe. Przecież wszystko jest takie... normalne!


Zbadała swoją rękę i szyję. Spostrzegła, że nie ma na nich żadnego śladu ugryzienia. Po chwili poszła do sypialni i upadła na miękki materac. Schowała głowę w dłoniach.


- Czyżby to wszystko był tylko... sen? Co mam robić? – jęknęła. Trwała tak chwię w bezruchu, pogrążona w płochliwych myślach. Wtem jedna stała się niezwykle klarowna. Wspomnienie mężczyzny skąpanego w mroku, jedynie kawałek jego twarzy oświetlony był nikłym, płomieniem świec. Jego delikatny szept, błysk zimnych oczu patrzących z troską i miłością.


„Będę na ciebie czekać..."


To było jak impuls. Dziewczyna podbiegła do szafy i ubrała to, co pierwsze wpadło jej do rąk. Po chwili już biegła zaśnieżonym chodnikiem w kierunku przystanku autobusowego. W ostatniej chwili udało jej się złapać nadjeżdżający autobus do miasta. Zziajana złapała się rury w pojeździe i popatrzyła na oddalający się przystanek. Wpatrywała się w twarze, śniętych zimowym porankiem ludzi. Czuła się zagubiona. Wszystko było tak znajome, zwyczajne. Miała wrażenie, że wydarzenia związane z Arturem były jedynie snem. Jednak coś dusiło ją od wewnątrz, by nie wierzyła w to co widzi. Prześladowało ją uczucie, jakby coś nieuchronnie się zbliżało, by wybuchnąć feerią zdarzeń, w najbardziej nieoczekiwanym momencie.


Autobus stanął. Dziewczyna wyszła z pojazdu i zwróciła swoje kroki w stronę szkoły. Przyglądała się wszystkiemu z niezwykłą uwagą.


Wtem dostrzegła znajomą sylwetkę. Ten charakterystyczny miedziany odcień włosów rozpoznałaby wszędzie. Poczuła ścisk w sercu i dziwną ciężkość w żołądku. Denerwowała się. Przyśpieszyła kroku, uważając by nie pośliznąć się na skutym lodem chodniku.


- Kastiel! – krzyknęła. Chłopak odwrócił się mierząc ją znajomym spojrzeniem, lecz było w nim coś zupełnie innego, nieprzyjemnego, zimnego.


- Czego chcesz? – odburknął, gdy dziewczyna była już przy nim. Skrzyżował ręce na piersi i spojrzał wyczekująco. Na jego twarzy gościł grymas.


- Ja tylko... - zaczęła nie wiedząc co odpowiedzieć. Była kompletnie zbita z tropu zachowaniem przyjaciela.


- Spierdalaj, nie zawracaj mi głowy – zbył ją, odwracając się na pięcie. Wtem brunetka złapała go za rękaw.


- O co ci chodzi?! – wybuchła.


Chłopak wyrwał dłoń i spojrzał na nią z obrzydzeniem.


- Chyba ja powinienem o to zapytać. Jakoś przez 10 nieszczęsnych lat nie zaszczyciłaś mnie ani jednym... ludzkim spojrzeniem. Przez 10 jebanych lat! Trułaś, panoszyłaś się w nim z kłamliwej racji przyszywanej siostry. Gdyby tylko moi rodzice wtedy nie zginęli. Twoi rodzice to wspaniali ludzie. Przygarnęli takiego gówniarza jak ja. Ale ty? Zejdź mi lepiej z oczu. Wystarczająco zjebałaś mi dziś humor – wycedził przez zęby. To spojrzenie, pełne gniewu i nienawiści, tak bardzo zraniło dziewczynę.


- Twoi rodzice nie żyją? – wyszeptała puszczając rękaw chłopaka. Opuściła bezwładnie dłonie i wpatrywała się w Kastiela szeroko otwartymi oczami. Coś pękło. Co się dzieje? Patrzyła na człowieka, którego kochała jak brata. Czyżby to był jeden z jej lęków? Stracić go?


Mężczyzna odwrócił się na pięcie i naciągnął na głowę głęboki kaptur bluzy. Widziała jak spiął się w sobie, ramiona docisnął do tułowia. Patrzyła długo na jego plecy, zanim zniknął za zakrętem. Serce jej biło tak szybko, jakby miało zaraz wyskoczyć z piersi. Patrzyła się tępo w przestrzeń. Wtem zaczęła rozgorączkowana trzeć oczy, by zdusić łzy. Przez głowę biegły obce wspomnienia. Czuła się jakby ktoś szeptał jej do uszu kłamstwa o swojej przeszłości i podsuwał przed oczy fałszywe chwile z jej życia. Był w nich Kastiel, raniony, tłumiony, poniżany. Przez nią samą.


*


Artur oparł się jedną ręką o kamienny stół, jakby w obawie, że zaraz runie na podłogę. Złapał się za serce i mocno zacisnął powieki.


*


Dziewczyna zmusiła się by zwrócić kroki w kierunku szkoły. „Muszę sprawdzić jeszcze jedną rzecz. Muszę odnaleźć Artura"


Szła po śliskim chodniku. Zaczął padać śnieg. Zanim doszła do szkoły, jej włosy były całe pokryte płatkami śniegu a ramiona dygotały jej z zimna.


Nie zwracała uwagi na nic. Nie raczyła się nawet odezwać do mijanych sprzątaczek, które oburzone gestykulowały na widok mokrej dziewczyny przemykającej szkolnym korytarzem. Przeciskała się przez tłum uczniów. Jej puste oczy były utkwione w przestrzeni przed nią. Niczym w amoku szła popchnięta swoim celem. Wpadła do gabinetu dyrektora. Zdziwiony mężczyzna podniósł na nią swój wzrok zza grubych szkieł.


- Proszę?


- Artur Baskerville, klasa 3h. Czy jest dziś obecny? – wykrztusiła. Na twarzy dyrektora zagościł grymas.


- A co to za maniery? To ja jestem...


- Proszę pana, to bardzo pilne, potem poniosę konsekwencje za moje maniery – przerwała niemal płaczliwym głosem.


Mężczyzna mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i wlepił wzrok w monitor komputera. Po chwili spojrzał na dziewczynę.


- To musi być jakaś pomyłka, w naszej szkole nie ma takiego ucznia – powiedział szorstko.


- Co?! To niemożliwe! – zajęczała.


- Moja cierpliwość się powoli kończy. Twoja klasa? – powiedział oburzony.


Jednak odpowiedział mu tylko trzask drzwi, gdy Nadia wybiegła z gabinetu.


*


- Artur, usiądź, odpocznij. To potrwa. – Powiedział Nataniel mierząc wzrokiem brata.


Czarnowłosy westchnął. Przesłonił dłonią zmęczone oczy.


*


Biegła przed siebie, właściwie nie wiedząc dokładnie gdzie. Robiła to mimowolnie, gdy sytuacja robiła się zbyt ciężka. Gdy była mała, często uciekała rodzicom. Może ten nawyk pozostał do dziś? Biegła w bezcelowej ucieczce przed problemami. Jednak robiła tak nie z powodu by uciec i nie stawić mu czoła, lecz by pozbierać myśli przed dalszą walką. Jednak nie uspokoiło jej to ani trochę, czuła się coraz bardziej zagubiona. Po chwili przystanęła by złapać oddech i opadła bezwładnie na ławkę obok. Znalazła się w parku na obrzeżach miasta. Oddychała gorączkowo i rozcierała zmarznięte dłonie. Rozejrzała się dookoła. Wyschnięte drzewa zawsze ją przyprawiały o ciarki. Ciemne krzewy, suche rośliny tkwiące w zimowym letargu pod grubą warstwą śniegu. Przymknęła na chwilę oczy i pozwoliła by wiatr rozwiał jej włosy i omiótł mroźnym powietrzem jej twarz. Nagle poczuła silny, nienaturalny podmuch wiatru. Otworzyła oczy i spojrzała jak ogromne cienie zatańczyły koło jej stóp. Coś przelatywało w przestworzach. Spojrzała w górę i... zamarła. Otworzyła szeroko oczy, a żołądek związał jej się w supeł. Nadia ujrzała kilka sylwetek na szarym niebie. Zaraz dostrzegła znajomy błysk czerwonych oczu.


-Upadli... - wyszeptała i zaraz zerwała się z ławki. Szybko wśliznęła się za pień drzewa by jej nie dostrzegli. Czarnowłosa uważnie przyjrzała się upadłym. Poczuła zimne dreszcze biegnące po plecach. Zacisnęła mocno pięści i szczękę ze strachu. Ci upadli mieli skrzydła, złowrogo mieniące się w ognistych rozbłyskach. Wiedziała co to oznacza. Oni pożerali dusze, wszystkie. Szlachetne, plugawe, zasługujące na śmierć i te niewinne. Postacie szybowały w przestworzach niczym szkarłatne ogniki tańczące na wietrze.


Nagle wzdrygnęła się na dźwięk syren bijący na alarm, rozchodzący się od miasta. Usłyszała że ktoś recytuje równym tempem komunikaty przez megafon. W całym mieście podniósł się krzyk zdezorientowanych ludzi.


- To będzie uczta Felix! Słyszysz jak się rwą by wpaść w nasze objęcia? – krzyknął jeden upadły, który przelatywał Nad Nadią. W odpowiedzi ktoś zarechotał, obrzydliwie mlaskając.


- W imię króla Artura! – Usłyszała kobiecy głos. Wtem postacie zaczęły szybko pikować w stronę wrzasków. Nadia zamarła na te słowa.


- Król Artur? Dlaczego oni... - połknęła słone łzy które zaczęły nieoczekiwanie sączyć się po jej policzkach.


„Nie, to jest tylko sen. Muszę sprawdzić co się tam dzieje"


Dziewczyna zmusiła się by skierować kroki w stronę miasta. Spostrzegła, że robi się wokół coraz ciemniej, a niebo zaczyna nabierać szkarłatnych odcieni. Zadygotała ze strachu. Komunikaty zaczęły być coraz bardziej zrozumiałe. „Ogłaszam alarm, ogłaszam alaa (skrzek) rm, proszę udać się do schro...(skrzek)nów, proszę zachować spokój. Powtarzam..." – po czym zamilkł...


Krzyki były głośniejsze. Nadia zwinnie się przemknęła i skryła w ciemnym zaułku. Pod osłoną mroku lustrowała odgrywające się sceny. Na rynku płonęły drzewa, ludzie biegali w panicznej ucieczce przed napastnikami. Wszędzie dał się słyszeć śmiech upadłych i wrzaski. Upadli z płomiennymi skrzydłami byli zbroczeni krwią. Każdy z nich był niczym w amoku fascynacji tą czerwoną cieszą. Anioły Śmierci niczym w tańcu przemykali między ludźmi, by zaraz ich pochwycić i wyrwać duszę z piersi. W ciemności coraz to błyskały odblaski zimnych ostrzy ich broni. Widziała jak grupy ludzi wyprowadzają z budynków i siłą upychają w czarnych furgonetkach.


- Hahahahah! Dawać ich tu, pakować, urządzimy dzisiaj piekło. Niech ludzkie gówno zna swoje miejsce! – Zarechotał wysoki ogolony młodzieniec stojący przy samochodach.


Nagle Upadli zaczęli się rozsuwać. Pomiędzy nimi szedł dumnie wysoki mężczyzna, w długim skórzanym płaszczu. Jego krucze skrzydła otaczała płomienna aura oświetlająca jego twarz. Uśmiechał się szyderczo patrząc na swoje dzieło. Dziewczyna zadrżała. Rozpoznała go od razu.


- Artur...


Nagle ktoś pochwycił ją od tyłu. Wrzasnęła mimowolnie, lecz napastnik zakrył jej błyskawicznie usta. - Cicho głupia! Nie drzyj tak mordy, bo te potwory cię usłyszą. A wtedy i ja mam przesrane.


Nadia nie wierzyła własnym uszom. Odwróciła się i w ciemności dostrzegła znajomą sylwetkę.


- Kastiel!- krzyknęła i rzuciła mu się na szyję. Ten odepchnął ją z grymasem na twarzy.


-Rodzice by mnie zabili, gdybym ci nie pomógł. Biegiem, spieprzamy przez park - syknął łapiąc ją za rękę. Mocno ją szarpnął do siebie u zaraz już Nadia biegła próbując za nim nadążyć.


Biegli w szaleńczym tempie. Zostawili za sobą cały ten horror. W miarę jak się oddalali niebo stawało się coraz jaśniejsze, jakby całe skupisko mroku, było tylko nad miejscem ataku.


- Ojojoj widzę, że dwie owieczki zbłądziły - nagle Nadia usłyszała głos zza mijanego drzewa. Wtem runęła jak długa na ziemię skutą lodem, boleśnie ryjąc twarzą prosto w ziemię. Kastiel biegł dalej nie odwracając się nawet. Dziewczyna podniosła się na dłoniach i odrzuciła głowę w tył. Patrzyła z ciężkim sercem, jak jej przyjaciel zostawia ją na pastwę losu. Coś w niej pękło.


- Kastiel!- krzyknęła zrozpaczona - nie zostawiaj mnie- wyszeptała dławiąc się łzami. Poczuła rwący ból w kostce, wiedziała że już nie wstanie. Wtem zza drzewa wyszedł upadły. Miał na sobie glany i skórzaną kurtkę zarzuconą na gołą klatkę piersiową.


- Mmmm ładna ta owieczka - mruknął drugi upadły wychodząc zza kolejnego drzewa. Ten był wysoki, ubrany w zbroję łowców. Włosy miał zaczesane do tyłu.


- Nie zbliżajcie się do mnie - warknęła czarnowłosa, ścierając z twarzy stróżkę krwi, sączącą się z nosa. Próbowała się podnieść, jednak sparaliżował ją dotkliwy ból w nodze.


- Uuu... nie ładnie się tak zwracać do pana.


- Czyżby? - rzuciła mu wrogie spojrzenie. - Jaki to pan, skoro jesteś tylko sługusem króla? Nie bądź śmieszny.


Upadły w zbroi warknął i nagle wymierzył jej potężnego kopniaka w brzuch. Nadia skuliła się i kaszlnęła krwią. Ból sparaliżował całe jej ciało, nie mogła złapać oddechu.


- Znaj swoje miejsce instrumencie - warknął.


Nadia zaśmiała się gorzko pod nosem- oj chciałbyś mieć do czynienia z człowiekiem - wykrztusiła.

-Ej, ty jej przypadkiem nie jebłeś za mocno w łeb? - zapytał z glupkowatym uśmieszkiem upadły w kurtce.

Odpowiedział mu tylko głośny śmiech.


Nadia zmróżyła drapieżne oczy.

- Zaraz zobaczycie co to znaczy zadrzeć z Medium.

Łowcy odwrócili się w jej stronę z niemym pytaniem na twarzach.

W uszach rozbrzniała jej myśl „Niemożliwe, suka łże".


Zajęczała i z ogromnym wysiłkiem usiadła, opierając się plecami o drzewo. Zmierzyła napastników morderczym wzrokiem.


- Po co miałabym kłamać? I nie ładnie jest się tak zwracać do kobiet - warkneła i oparła dłoń o drzewo. Wytężając całe swoje ciało podniosła się na jednej nodze. Mierzyła wzrokiem swoich oprawców. Byli skonsternowani. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem. „Nie mam nic do stracenia. Skoro cały ten chaos jest wytworem mojej podświadomości, to niech będzie to MÓJ koszmar. Więc to ja mam tu władzę" - pomyślała.


- Jesteście tylko moim strachem. Nie pozwolę się przez niego pokonać - wyszeptała.


- Co ona pierdoli? Dosyć tej zabawy - warknął jeden z upadłych i ruszył w jej kierunku.


- Nie! - wrzasnęła rozkazująco. Poczuła jak coś zza jej pleców omiata ją podmuchem wiatru. Upadły zatrzymał się tuż przed nią. Jego twarz, jeszcze przed chwilą ziejąca nienawiścią, teraz wykrzywił grymas bólu. Milimetry dzieliły ostrze trzymane w jego dłoni od szyi dziewczyny.


Upadły jęknął i po chwili bezruchu, osunął się na kolana. Nadia spostrzegła, że jest cały przeszyty cienistymi wiązkami. Smugi cienia krążyły wokół niej, rozpościerając się prosto z jej pleców. Wtem wysunęły się z bezwładnego ciała upadłego. Nadia przypatrywała się cieniom szeroko otwartymi oczami. Uświadomiła sobie, że to ona je kontroluje.


*


- Ktoś tu się przebudził - mruknęła Iris, patrząc z zachwytem na cienie krążące wokół bezwładnego ciała dziewczyny. Kręciły się, wiły po pomieszczeniu. Gdy tylko napotykały na swojej drodze jakąś przeszkodę, atakowały, jak czujne istoty warujące nad bezpieczeństwem nieprzytomnej.

Artur stanął przed kielichem z duszą ukochanej. Dostrzegł że rozbłysła jeszcze mocniej, lecz po chwili ściemniała. Iris również podeszła do dziewczyny, zręcznie omijając jej cienie. Spojrzała z uwagą na jej twarz. Rozwarła powiekę lewego oka i uśmiechnęła się na ten widok. Cała gałka oczna była czarna, jakby skąpana w atramencie, a sama tęczówka lśniła teraz czerwienią. Od niej rozchodziły się lśniące żyłki, przeszywające całe oko, a sięgały aż do połowy policzka.


*


- Nie zabijaj go- wyszeptał oszołomiony upadły patrząc na obezwladnionego towarzysza w zbroi.


- Bo? Wy byście się nawet nie zawahali - uśmiechnęła się pazernie.


- Rozwścieczysz króla. On to poczuje. Nie ujdzie ci to płazem.


- Jak? Jak to poczuje? Mów! - zażądała, posyłając w jego stronę pojedynczy cień, który strzelił jak z bicza, godząc go w policzek.


- Każdy z oddziału łowców na wyprawie jest połączony z królem mantrą. On czuje śmierć każdego połączonego, przez co może weryfikować straty i kalkulować kolejne posunięcia.


- Na czym polega to połączenie?


- Mantra która wiąże wszystkie dusze oddziału. Król zawsze czuje, gdzie nastąpił zgon. Nie oczekuj jakiejkolwiek litości gdy przybędzie. Słuchaj, puść nas, jesteś silniejsza, przyznaję. Nie musisz nikogo zabijać - powiedział coraz bardziej zdenerwowany. Po policzkach ciekł mu pot. Wlepił wzrok w dziewczynę,pełny strachu.


Nadia się zamyśliła.


- Więc niech przybywa, Król Hadesu. Niech przybędzie mój największy strach.


Serce waliło jej jakby miało zaraz wyrwać się z piersi. Zacisnęła oczy i poczuła jak pryska w nią krew z rozrywanego ciała upadłego.











1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Ciekawy rozdział. Fajnie że pokazałaś tą stanowczą i lekko agresywną stronę Nadii czego wcześniej nie było za wiele. I do tego fajnie znowu wplątałaś postać Kastiela chociaż było ciężko czytać o tym jak rani Nadię. Intryguje mnie co się wydarzy podczas spotkania z Arturem i czy będzie to moment w którym Nadia się przbudzi i przemiana dokona się w całości. Mam nadzieje że dowiem się tego w kolejnym rozdziale. :)
Fanka szkarłatu miłości