niedziela, 22 maja 2016

Rozdział 17

Rozdział dodaję z lekkim opóźnieniem. No cóż, chciałam go dopracować, niż oddawać go w wasze ręce taki niedopieszczony ; ) 


Cisza przed burzą


- Więc tu się wszystko odbędzie – szepnęła czarnowłosa, przesuwając dłonią po kamiennej płycie stołu. – Co jest tu zapisane? – zapytała opuszkami palców przesuwając po wyrzeźbionych literach na powierzchni kamienia.
- Modlitwa – odpowiedział Artur wyrwany z zadumy.
- Modlitwa?
- Oddech śmierci każdego popycha do złożenia dłoni w modlitwie. Poświęcenie, ból i nadzieja. Nadzieja, że jutrzejszy dzień, nie będzie przepełniony szkarłatem.
Jego słowa wywołały chwilę ciszy, pełną niewypowiedzianych pytań i napięcia.
- Mogę nie przeżyć? – zapytała wprost.
Artur milczał. W takich chwilach jak ta, milczenie oznacza tylko jedno. Spojrzał jej prosto w oczy. Nadii nie umyło uwadze jak mocno ściska szczękę.
- Wytłumacz co się będzie ze mną działo.
- Muszę wprowadzić cię w stan agonalny – mówił powoli, obserwując jak ramiona dziewczyny zatrzęsły się otarte o lęk. – Poprzez wyssanie z ciebie odpowiedniej ilości krwi. Musisz być na skraju życia i śmierci, by móc wyciągnąć twą duszę, nie zrywając więzi z ciałem. Następnie dusza zostanie umieszczona w tym kryształowym dzbanie –tu wskazał na naczynie stojące na kamiennym stole- który będzie wypełniony moją krwią. Dzięki temu zostanie nawiązana więź między nami, będę mógł odczuwać twoje emocje. Wtedy zaśniesz. Wejdziesz do świata twoich emocji, uczuć i strachu. Każdy w sercu nosi ten jeden szczególny lęk, który paraliżuje strachem na samą myśl. Nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy, on tkwi w głębi naszej podświadomości. Ludzie mówią że trafia się do piekła. Nieważne jak to nazwiesz, jest to twój świat kreowany przez twoją psychikę przez lata. Jednak nie wierz w nic co tam ujrzysz.  Moje przebudzenie, przeistoczenie następuje poprzez odczuwanie twego strachu. Nikt inny nie jest w stanie przełamać lęku który nosisz w sercu – tylko ty sama. Jednak musisz się spieszyć, by nie zostać w tym świecie na wieki.
Nadia milczała. Wpatrywała się w kryształowy dzban, na złotym stojaku. Koło niego leżały szklane misy. Nadia zwróciła uwagę na nóż o zdobionej, złotej rękojeści i szkarłatnym błyszczącym kamieniem. Wskoczyła na kamienny stół i wzięła ostrze do ręki i zaczęła je obracać w dłoniach, przyglądając się uważnie. 
- Ile mam szans na powrót?
- Sześćdziesiąt procent.
- Rozumiem. Miejmy to już za sobą – powiedziała łamiącym się głosem.

*
Na stole stała gorąca herbata, otulająca pomieszczenie swoim zapachem jaśminu i słodkiej wiśni. Dziewczyna przyglądała się białej filiżance, ozdobionej delikatnym rzeźbieniem niczym powierzchnia płatka śniegu. Trzymała głowę na stole, wspartą na łokciu. Była pogrążona w swoich myślach. Bała się.
- Na twoim miejscu wolałbym coś mocniejszego niż herbatka – niespodziewanie usłyszała za sobą znajomy głos.
 - Nie, bo znów wziąłbyś mnie do klubu i cały plan szlag by trafił – wymamrotała z grymasem, maskując paraliżujący ją lęk.
Nataniel usiadł na krześle obok niej. Oparł brodę o stół, tak by ich oczy znalazły się na tym samym poziomie. Uśmiechnął się zaskakująco miło.
- No dobra, ale obiecaj mi, że jak się obudzisz to jeszcze tam ze mną zawitasz.
- Ja? Nigdy! – powiedziała przekornie. Wyprostowała się i ujęła filiżankę, by jej ciepłem, ogrzać skostniałe dłonie.
- Trzęsiesz się – powiedział jasnowłosy podpierając głowę na ręce. Zmrużył oczy, bacznie studiując jej twarz. W tym oświetleniu jego kości policzkowe były jeszcze bardziej widoczne, a jego oczy błyszczały znajomym zimnem. Zauważyła że zmienił kolczyk w wardze na czarny, w kształcie kółeczka.
- Tamten bardziej ci pasował. – mruknęła wyciągając rękę, wskazując kącik jego ust.
Nataniel się zaśmiał. Ujął jej dłoń i na jej wierzchniej stronie, złożył delikatny pocałunek.
- Zgubiłem go. Jak się obudzisz pomożesz mi znaleźć tamten. Chodź, już czas.
Podnieśli się z siedzeń. Serce Nadii zaczęło szybciej bić, a oddech zamierał w piersi. Szli ciemnym korytarzem a Nadia trzymała kurczowo dłoń Nataniela. Szli prosto w objęcia mroków śmierci.

*
- To Iris – powiedział Artur wskazując na białowłosą dziewczynę siedzącą na stole, która machała wysoko nogami z nudy. Na widok Nadii zeskoczyła i zbliżyła się do niej tanecznym krokiem. Przekrzywiła głowę z zaciekawieniem i zlustrowała od stóp do głów dziewczynę.
- Śliiiiczna – powiedziała posyłając zagadkowy uśmiech.
Zaskoczona Nadia spojrzała na Artura.  Mężczyzna ustawiał kryształowy dzban na stoliku. Uśmiechnął się delikatnie, lecz jego spojrzenie było pełne obaw i smutku, po czym zrobił gest ręką wskazujący na kamienny stół. Dziewczyna bez słowa podeszła. Artur ujął ją w talii i podsadził. Miała na sobie tylko zwiewną granatową sukienkę, zdobioną jaśniejszą koronką i ciemnym kwiatem róży. Syknęła gdy naga skóra dotknęła zimny, goły kamień. Artur delikatnie ujął jej kark i dziewczyna powoli się położyła. Pomieszczenie było oświetlone tylko nikłym płomieniem świec.
- Gdy będziesz pogrążona w śnie będziemy obserwować twoją duszę. W wypadku gdy będzie blaknąć, nabierać czerwonej barwy, znaczy że strach cię pokonuje. W krytycznym momencie Iris spróbuje ją oczyścić. Miejmy nadzieję że nie trzeba będzie się do tego uciekać.
Nadia westchnęła wpatrując się w ukochanego.  Artur pogładził delikatnie opuszkami palców jej policzek a czarnowłosa ujęła jego dłoń i złożyła na niej pocałunek. Uśmiechnęła się, jakby mówiła, że nie jest to pożegnanie.
- Będę na ciebie czekał – szepnął.
- Zaczynajmy – powiedział Nataniel zbliżając się do stołu. Artur rozwiązał górę sukienki Nadii, by ukazać miejsce gdzie spoczywa jej dusza. Na policzkach czarnowłosej wykwitły delikatne rumieńce.
Nataniel podał pozłacany nóż Arturowi. Mężczyzna ujął go i spostrzegł jak ramiona czarnowłosej zaczęły się trząść. Wtem przyłożył ostrze do swojego nadgarstka i jednym zdecydowanym ruchem przeciągnął po skórze. Krew zaczęła sączyć się prosto do podstawionego dzbana. Na twarzy Artura malowało się skupienie. Blady błękit jego oczu przejął szkarłatny blask. Dziewczyna patrzyła jak szklane naczynie napełnia się powoli czerwoną cieczą. Po chwili Nataniel ku zdziwieniu czarnowłosej, ujął zranioną dłoń brata i przyciągnął do ust. Nieśpiesznie polizał świeżą ranę. Gdy jasnowłosy odjął od warg  rękę Artura, Nadia spostrzegła, że rana była już zupełnie zasklepiona.
Brunet odwrócił się ku niej i nachylił się nad nią, nieśpiesznie odgarniając krucze włosy zasłaniające jej długą, smukła szyję. Studiował każdy jej gest, drgnięcie kącika ust, przyśpieszony oddech. Doskonale słyszał jej szaleńcze bicie serca. Był tuż nad nią. Czuła jego ciepły oddech na skroni.
- Nie patrz – szepnął. Zdezorientowana dziewczyna spojrzała na niego wielkimi jak spodki oczami. Poczuła jak delikatna zimna dłoń ujmuje jej rękę.
- Co? Nie! – wykrztusiła. Artur przyciągnął ją do siebie i przytulił, zmuszając by odwróciła wzrok w przeciwną stronę.
Usłyszała stuk szkła o kamień posadzki. Ktoś podstawił szklaną misę. Chciała wyrwać dłoń, lecz było to bezcelowe. Artur mocno obejmował ją ramieniem uniemożliwiając najmniejszy ruch. Wczepiła tylko kurczowo palce wolnej ręki w jego koszulę i zacisnęła mocno powieki. Poczuła ujmujące zimno ostrza, które opadło na jej dłoń. Początkowo nie czuła bólu, lecz po chwili chłód przemienił się w dotkliwe pieczenie. Iris cięła głęboko złotym ostrzem od łokcia po nadgarstek. Nadia zaczęła kopać nogami, po policzku spłynęły pierwsze łzy bezradności.
- Ciii… - usłyszała kojący szept Artura.
„Wiem ze to boli, wiem.” – usłyszała jego myśli.
Dziewczyna czuła jak gorąca ciesz spływa z jej ręki. Pomieszczenie wypełnił dźwięki niestającego kapania. Naczynie powoli wypełniało się jej krwią.
- Wypij koło litra – mruknął jasnowłosy lustrując poziom czerwonej cieczy w szklanym naczyniu. Te słowa sprawiły, że strach jeszcze ściślej spętał dziewczynę. Zacisnął swoje szpony na jej gardle, wymusił jeszcze szybsze tempo bicia serca.
Artur ujął dłonią kark dziewczyny i odchylając jej głowę do tyłu wyeksponował szyję. Nadia zacisnęła mocno oczy. Wtem poczuła znajomy ból, a gorąca krew posączyła się po jej ciele. Słyszała wyraźnie odgłos łapczywego przełykania. Dziewczynie świat zakręcił się dookoła. Zdusiła pod powiekami łzy.
Czuła jakby to były wieki katuszy. Chciała uciec, lecz trzymano ją w żelaznym uścisku.
- Iris szykuj opaskę uciskowa, trzeba zahamować krwotok. Tętno przyśpiesza a temperatura ciała spada. Już niedługo – mruknął Nataniel.
Nadia stawała się coraz słabsza. Kręciło jej się w głowie, powoli zaczynała odpływać.
- Półtora litra. Pij dalej.
Mijały kolejne minuty, które dla Nadii były wiecznością. Obraz jej się rozmazywał przed oczami. Oblały ją zimne poty.
Wtem Artur oderwał się od niej. W jego twarzy widziała nad sobą tylko zamazane czerwone ogniki.
- Wyjmuję duszę – usłyszała jego głos, jakby z oddali roznosił się echem po pomieszczeniu.
Nataniel wstrzymał oddech a Iris paradoksalnie, wpatrywała się z fascynacją.

Brunet przeciągnął dłonią po  klatce piersiowej tracącej przytomność dziewczyny. Wtem Nadia poczuła rozdzierający ból, to on przeniknął dłonią przez jej ciało. Nadia krzyknęła płytko resztkami sił. Cały obraz miała przesłonięty mgłą, toteż ujrzała przed sobą tylko jasność, która połyskiwała złotem w dłoniach Artura. Wszystko oblepił mrok. Nadia poczuła jakby spadała w dół. Wszystko zaczęło się oddalać, głosy cichnąć. A ona spadała, spadała, spadała… W wszechogarniającą ciemność. Zupełnie sama. 


NASTĘPNY ROZDZIAŁ 27/28.05.2016

Brak komentarzy: