Przesunął delikatnie
dłoń po materacu. Na swojej drodze natknął się na jej długi kosmyk kruczych
włosów i ujął go delikatnie, gładząc go w palcach.
-Przestań -
powiedziała cicho jakby nie chciała mącić panującej wokół ciszy, która tylko
uwydatniała przyśpieszoną melodię, bicia ich serc. Spojrzała w mu prosto
w oczy o tak niespotykanej, zimnej barwie, teraz niewidocznej w nikłym w
świetle księżyca. Jednak oczami wyobraźni potrafiła przywołać obraz jego
tęczówek. Blady błękit zmieszany z srebrzystą popielą, tworzył barwę
pochmurnego nieba. Tak, ten widok znała na pamięć. Jego łagodny i spokojny
wzrok, skrywał jednak coś zupełnie innego. Pod kojącym spojrzeniem kryła się
zimna kalkulacja i swoisty dystans. Miała wrażenie, że potrafi przejrzeć
człowieka na wylot. Wyłapać każdy najmniejszy gest, drgnięcie kącika ust,
zmianę spojrzenia, przez co potrafi czytać w ludziach, jak w otwartej księdze. Sam
jednak był nieodgadniony, tajemniczy. Stanowił indywiduum, kontrastujące z
ludźmi w swoim wieku.
Przestał. Pogładził
ją po głowie a drugą dłoń położył delikatnie na jej piersi. Jego dotyk, lekki
jak muśnięcie skrzydeł motyla, wywołał falę elektryzującego dreszczu.
-Twoje serce... -
zaszeptał a jego ciepły oddech musnął jej rozgrzaną skórę. Poczuła, jak na jej
twarzy wykwita przelotny rumieniec.
-Nigdy nie
przyzwyczaję się do tego dźwięku. Do tego, że jesteś tuż obok. Tak blisko - dokończył,
coraz śmielej błądząc dłońmi po jej ciele. Wiedziała, że spotykanie się z tym
mężczyzną, to jak igranie z ogniem. Lodowatym ogniem, gdyż żar i ciepło
płomieni, wcale nie pasują do niego. Wpatrywała się w niego, starając się, by
nie uszczypnąć się dyskretnie, by upewnić się, że nie jest to snem. Każdego
dnia uczyła się go na pamięć, uważnie studiując każdy milimetr twarzy mężczyzny.
Jego wystające kości policzkowe, w półmroku, były teraz jeszcze bardziej
widoczne. Krucze włosy, które już dawno powinny być przycięte, teraz w
nieładzie rozsypane były na poduszce. Sprawiały wrażenie jeszcze ciemniejszych
niż zwykle, co podkreślało jego alabastrową cerę. Prosty nos i pociągły owal
twarzy, nadawał mu szlachetnych rysów.
Smukłymi palcami
gładził ją po biodrach, badał. On również uczył się jej. Jej ciała,
przyzwyczajeń, jej wnętrza. Uczuć.
Sunął delikatnie, pozostawiając przyjemny
dreszcz. Przejechał po jej wystających żebrach, płaskim brzuchu. Była tak
krucha, delikatna. Trzymał ją mocno w ramionach jak motyla, który miałby się
wzbić do lotu, zostawiając go samego. Zmrużył oczy i zanurzył się w kaskadzie
jej ciemnych, miękkich włosów, wdychając zachłannie, lecz niepostrzeżenie,
charakterystyczną tylko dla niej woń kobiecego ciała. Przyłożył usta do jej rozgrzanego karku.
Wtem znieruchomiał. Każdy mięsień jego ciała,
napiął się w jednej chwili a oddech ugrzązł w płucach. Poczuł jak krew zaczyna buzować w jego żyłach a jej nieznośny
szum w uszach, wprawił go w osłupienie. Adrenalina rozniosła się błyskawicznie
po jego ciele. Zacisnął mocno pięści.
Wiedział co to oznacza.
Zerwał się, jednak
wymusił na sobie powolny ruch, by nie zdradzić odgrywającej się w nim walki. Z
całych sił starał się by oddychać miarowo, zignorować ból towarzyszący każdemu
kolejnemu haustowi powietrza w płucach. Usiadł na skraju łóżka, odwrócony tyłem
do czarnowłosej wśród rozkopanej pościeli. Skrył twarz w roztrzęsionych
dłoniach.
-Artur... nie idź...
- wyszeptała obejmując go od tyłu. Artur uśmiechnął się pod nosem. Dzięki
doskonałemu opanowaniu, nic nie dał po sobie poznać. Milczał. Wolno wiązał
swoje buty, przeciągając ten proces do granic możliwości, by zyskać choć kilka
chwil na opanowanie oddechu.
-Oh, jakże mogę
pozwolić by moja kobieta była niewyspana? - mruknął posyłając jej spojrzenie zza
ramienia. Atak ustępował. Artur czuł, jak powoli odzyskuje kontrolę nad samym
sobą.
- Oj, odespałabym na
historii sztuki - mruknęła przeciągając się na łóżku.
- Twoją energię
wolałbym spożytkować na coś innego, na przykład jutro w nocy – zamruczał szarmancko,
a na jego twarzy zagościł szelmowski uśmiech.
Czarnowłosa przewróciła oczami i zaśmiała się z jego gry,
w niepoprawnego uwodziciela.
Artur odwrócił się
do niej przodem, patrząc prosto w oczy. Przyciągnął ją do siebie delikatnie, lecz stanowczo.
Złożył tylko przelotny pocałunek w czubek jej głowy, gdyż bał się kolejnego
ataku.
- Dobranoc, Nadio –
powiedział, prostując się. Zarzucił na ramię swój czarny płaszcz i odwrócił się
na pięcie, nie oglądając się za siebie, opuścił mieszkanie czarnowłosej.
Dopiero teraz mógł wziąć
głęboki oddech. Powoli się rozluźniał.
Wolnym krokiem szedł przez pustą klatkę
schodową w kierunku wyjścia. Zatrzymał się na moment, spoglądając przez okienko
w drzwiach. Miasto było już pogrążone w śnie. Budynki były teraz przykryte
grubą warstwą śniegu, mieniącego się w świetle latarni. Jednak to nie to
przykuło jego uwagę.
Ściągnął do siebie
brwi i uważnie przyglądnął się… swojemu odbiciu. Jego oczy błyszczały w
szkarłatnych refleksach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz