sobota, 26 września 2015

Prolog

Przesunął delikatnie dłoń po materacu. Na swojej drodze natknął się na jej długi kosmyk kruczych włosów i ujął go delikatnie, gładząc go w palcach.
-Przestań - powiedziała cicho jakby nie chciała mącić panującej wokół ciszy, która tylko uwydatniała przyśpieszoną melodię, bicia ich serc.  Spojrzała w mu prosto w oczy o tak niespotykanej, zimnej barwie, teraz niewidocznej w nikłym w świetle księżyca. Jednak oczami wyobraźni potrafiła przywołać obraz jego tęczówek. Blady błękit zmieszany z srebrzystą popielą, tworzył barwę pochmurnego nieba. Tak, ten widok znała na pamięć. Jego łagodny i spokojny wzrok, skrywał jednak coś zupełnie innego. Pod kojącym spojrzeniem kryła się zimna kalkulacja i swoisty dystans. Miała wrażenie, że potrafi przejrzeć człowieka na wylot. Wyłapać każdy najmniejszy gest, drgnięcie kącika ust, zmianę spojrzenia, przez co potrafi czytać w ludziach, jak w otwartej księdze. Sam jednak był nieodgadniony, tajemniczy. Stanowił indywiduum, kontrastujące z ludźmi w swoim wieku.
Przestał. Pogładził ją po głowie a drugą dłoń położył delikatnie na jej piersi. Jego dotyk, lekki jak muśnięcie skrzydeł motyla, wywołał falę elektryzującego dreszczu.
-Twoje serce... - zaszeptał a jego ciepły oddech musnął jej rozgrzaną skórę. Poczuła, jak na jej twarzy wykwita przelotny rumieniec. 
-Nigdy nie przyzwyczaję się do tego dźwięku. Do tego, że jesteś tuż obok. Tak blisko - dokończył, coraz śmielej błądząc dłońmi po jej ciele. Wiedziała, że spotykanie się z tym mężczyzną, to jak igranie z ogniem. Lodowatym ogniem, gdyż żar i ciepło płomieni, wcale nie pasują do niego. Wpatrywała się w niego, starając się, by nie uszczypnąć się dyskretnie, by upewnić się, że nie jest to snem. Każdego dnia uczyła się go na pamięć, uważnie studiując każdy milimetr twarzy mężczyzny. Jego wystające kości policzkowe, w półmroku, były teraz jeszcze bardziej widoczne. Krucze włosy, które już dawno powinny być przycięte, teraz w nieładzie rozsypane były na poduszce. Sprawiały wrażenie jeszcze ciemniejszych niż zwykle, co podkreślało jego alabastrową cerę. Prosty nos i pociągły owal twarzy, nadawał mu szlachetnych rysów.  
Smukłymi palcami gładził ją po biodrach, badał. On również uczył się jej. Jej ciała, przyzwyczajeń, jej wnętrza. Uczuć.
 Sunął delikatnie, pozostawiając przyjemny dreszcz. Przejechał po jej wystających żebrach, płaskim brzuchu. Była tak krucha, delikatna. Trzymał ją mocno w ramionach jak motyla, który miałby się wzbić do lotu, zostawiając go samego. Zmrużył oczy i zanurzył się w kaskadzie jej ciemnych, miękkich włosów, wdychając zachłannie, lecz niepostrzeżenie, charakterystyczną tylko dla niej woń kobiecego ciała.  Przyłożył usta do jej rozgrzanego karku.
 Wtem znieruchomiał. Każdy mięsień jego ciała, napiął się w jednej chwili a oddech ugrzązł w płucach. Poczuł  jak krew zaczyna buzować w jego żyłach a jej nieznośny szum w uszach, wprawił go w osłupienie. Adrenalina rozniosła się błyskawicznie po jego ciele. Zacisnął mocno pięści.
 Wiedział co to oznacza.                                                              
Zerwał się, jednak wymusił na sobie powolny ruch, by nie zdradzić odgrywającej się w nim walki. Z całych sił starał się by oddychać miarowo, zignorować ból towarzyszący każdemu kolejnemu haustowi powietrza w płucach. Usiadł na skraju łóżka, odwrócony tyłem do czarnowłosej wśród rozkopanej pościeli. Skrył twarz w roztrzęsionych dłoniach.
-Artur... nie idź... - wyszeptała obejmując go od tyłu. Artur uśmiechnął się pod nosem. Dzięki doskonałemu opanowaniu, nic nie dał po sobie poznać. Milczał. Wolno wiązał swoje buty, przeciągając ten proces do granic możliwości, by zyskać choć kilka chwil na opanowanie oddechu.
-Oh, jakże mogę pozwolić by moja kobieta była niewyspana?  - mruknął posyłając jej spojrzenie zza ramienia. Atak ustępował. Artur czuł, jak powoli odzyskuje kontrolę nad samym sobą.
- Oj, odespałabym na historii sztuki - mruknęła przeciągając się na łóżku.
- Twoją energię wolałbym spożytkować na coś innego, na przykład jutro w nocy – zamruczał szarmancko, a na jego twarzy zagościł szelmowski uśmiech.
Czarnowłosa  przewróciła oczami i zaśmiała się z jego gry, w niepoprawnego uwodziciela.
Artur odwrócił się do niej przodem, patrząc prosto w oczy. Przyciągnął  ją do siebie delikatnie, lecz stanowczo. Złożył tylko przelotny pocałunek w czubek jej głowy, gdyż bał się kolejnego ataku.

- Dobranoc, Nadio – powiedział, prostując się. Zarzucił na ramię swój czarny płaszcz i odwrócił się na pięcie, nie oglądając się za siebie, opuścił mieszkanie czarnowłosej.
Dopiero teraz mógł wziąć głęboki oddech. Powoli się rozluźniał.
 Wolnym krokiem szedł przez pustą klatkę schodową w kierunku wyjścia. Zatrzymał się na moment, spoglądając przez okienko w drzwiach. Miasto było już pogrążone w śnie. Budynki były teraz przykryte grubą warstwą śniegu, mieniącego się w świetle latarni. Jednak to nie to przykuło jego uwagę.

Ściągnął do siebie brwi i uważnie przyglądnął się… swojemu odbiciu. Jego oczy błyszczały w szkarłatnych refleksach. 

Brak komentarzy: