sobota, 26 września 2015

Rozdział 4





Czarne pióro

-Nie jedziesz do domu na ferie? - Zapytał składając delikatny pocałunek na jej szyi.
- Niee... mam nieciekawą sytuację w domu. Gdy tu jestem czuję w końcu że wszystko mam poukładane. A tam.. - urwała.- Cię ograniczają - zaszeptał do ucha. - Ja natomiast będę musiał opuścić Cię na kilka dni. Mam wiele spraw do załatwienia w domu - westchnął smętnie.- Nieee... ty też mnie zostawiasz? - zmarszczyła nos z niezadowolenia. Oparła głowę o szybę samochodu i westchnęła na nieprzyjemne wspomnienie swoich domowników. Uświadomiła sobie że będzie musiała samotnie spędzić ferie zimowe.
Samochód stanął.
- No, na miejscu. Nadia... to tylko kilka dni. - przechylił się do niej i cmoknął w czoło. Nadia zauważyła smutek w jego szarych oczach.
Artur prychnął. - Lepiej już chodź bo mi tu zamarzniesz - otoczył ją ramieniem.
Nadia nagle poczuła przeszywający ból w głowie. Znów jakby nie jej myśli wkradły się do głowy. "Jak mam to przyśpieszyć? Słabnę". Nadia spojrzała na niego spłoszona.
- O co chodzi? - powiedział gdy spostrzegł nieoczekiwana zmianę wyrazu jej twarzy.
- Nie... nic. Głowa mnie nagle zabolała - wymamrotała.
W głowie Nadii panował chaos. Nie wiedziała, co się właściwie stało. Nie potrafiła tego wytłumaczyć. A co jeśli... to są jego myśli? Zaraz zbeształa się za ten niemądry pomysł
Artur wysiadł z samochodu, okrążył go, by otworzyć przed dziewczyną drzwi. Zaraz potem stali już przed jej mieszkaniem. Nadia chwilę szukała kluczy w swojej torbie. Artur lustrował każdy jej ruch, zastanawiał się co się przed chwila stało. Co kryje się pod "Nagle rozbolała mnie głowa". Wyczuł kłamstwo, tylko dlaczego go zełgała? Zgrzyt zamka w drzwiach. Nadia rzuciła torbę na szafkę w korytarzu i spojrzała na łóżko przez otwarte drzwi sypialni. Przypomniała sobie wczorajszą sytuację, co spowodowało delikatny rumieniec na jej twarzy. Zagryzła lekko wargę.
Artur pomógł jej zdjąć płaszcz. Nadia poszła do kuchni nastawić wodę na herbatę. Wysoki brunet przeciągnął się ospale i poszedł nieśpiesznie za dziewczyną. Stanął tuż za nią. Jedną ręką objął ją w talii, drugą zaczął bawić się jej długimi do połowy pleców włosami. Schylił się trochę. Krew zapulsowała w jego skroniach. Odgarnął jej włosy z karku, odsłaniając długą szyję. Poczuł jak uderza go fala pragnienia.
- O co chodzisz?
- Ładnie pachniesz - wysapał próbując się opanować.
- Ah dziękuję.
Po chwili Nadia wstała i rzucając ponętne spojrzenie udała się do sypialni delikatnie kołysząc biodrami. Artur nie mógł oderwać wzroku od jej ślicznych kształtów. Wkrótce poszedł za nią. Czarnowłosa rzuciła się na łóżko a Artur nachylił się nad nią. Odpiął guzik swojej koszuli, ukazując swój tors. Wszedł na łóżko, gdy nagle Nadia go przewróciła i teraz siedziała na nim okrakiem, uśmiechając się triumfalnie. Nachyliła się. Artur rzucił szybkie spojrzenie na dekolt dziewczyny, szyję, usta. Pocałowała go w szyję i zamruczała do ucha. Nagle odsunęła się zdziwiona.
- Coś ci się stało?!
Artur był zdezorientowany.
- Masz krew na szyi.
"Psiakrew musiałem nie domyć"- pomyślał.
- E to? Niee, zaciąłem się przy goleniu i stróżka musiała mi się posoczyć po szyi, a ja tego nie dopatrzyłem. Spokojnie kochana. - uśmiechnął się ciepło. W myślach zbeształ się za swoją nieuwagę.
Nadia niepewnie ułożyła się koło niego.
-Czasem mam wrażenie, że coś przede mną ukrywasz. - po czym spojrzała mu głęboko w oczy.
Artur milczał.
-Kocham Cię- wtem odparł.
I padło to magiczne słowo. Oboje milczeli wsłuchując się w rytm bicia swoich serc.
- Ja Ciebie też Arturze - oczy zaszły jej łzami. Wtuliła się w jego ramiona.
Wtem jedna czysta myśl uderzyła jej do głowy - "Coraz bliżej"
Wzdrygnęła się.
*
Ten ranek był wyjątkowo spokojny. Nadia skuliła się na parapecie wpatrując się w miasto pokryte grubą warstwą śniegu. Wszystko jeszcze spało. W pokoju rozchodził się tylko zgrzyt ołówka. Tworzyła.
Spojrzała po chwili na swoje rozkopane łóżko. Nagle coś przykuło jej uwagę. Zeskoczyła z parapetu i podeszła do niego. Dostrzegła dwa czarne pióra. Wzięła je do dłoni i oglądnęła z uwagą.
-Skąd to się tutaj wzięło? - obracała wolno pióra w palcach. Po chwili pokręciła głową i niedbale je upuściła.
Wydarzenia ostatnich dni zaczęły ją trochę przygniatać. Czuła coraz większy niepokój, związany z Arturem, ale i fascynację. Westchnęła. Nagle zapragnęła świeżego powietrza, chciała w końcu odreagować, zrzucić bagaż uczuć. Podeszła do swojej szafy i szybko włożyła pierwsze ubrania jakie jej wpadły do rąk. Już po chwili szła wolnym krokiem w stronę miasta. Wsiadła do autobusu, by dojechać do centrum. Słuchała gwaru w autobusie, patrzyła na zaspanych ludzi, pogrążonych we własnych myślach. Niedługo potem szła już przez malowniczy rynek miasta Mistle. Płatki śniegu opadały na jej włosy. Patrzyła się na zabieganych ludzi, sklepowe wystawy. Śmiała się z małych dzieciaków bawiących się na saneczkach w parku. Na chwile udało jej się oderwać myśli od swoich zmartwień. Weszła do swojej ulubionej kawiarni.
- Dzień dobry pani Richardson. - Zagadnęła niska rudowłosa kelnerka, gdy Nadia tylko weszła do środka.
- Oj głuptasie nie zwracaj się per pani. Wyglądam bardziej na twoją siostrę Jess.
Gdy podeszła przytuliły się.
- Jak tam na pierwszym roku? Dawno mnie tu nie było. - zagadnęła Nadia.
- Wszystko w porządku. Szczerze brakuje mi tego luzu jak byłam w liceum. Pan Migut dalej ma te swoje połamane okularki?
- On ich już chyba nigdy nie zmieni - zachichotała Nadia.
- Musimy się kiedyś koniecznie spotkać. W pracy to ciężko na bardziej konstruktywną rozmowę.
Wtem weszła do lokalu jakaś para
-No to, obowiązki wzywają. - Powiedziała z uśmiechem Jessie.
Nadia usiadła na końcu małej kawiarni. Po chwili kelnerka już postawiła przed nią duży kubek ulubionej kawy. Nadia zaczerpnęła łyk. „Hah kochana Jessie, zawsze potrafi przyrządzić wyborne latte" -pomyślała i zerknęła na lecące właśnie wiadomości w telewizorze.
"Kolejne morderstwo na Wall Street, znaleziono zwłoki 28 - letniej...." - wtem ktoś z obsługi przełączył program. Nadia wzdrygnęła się.
-Wall Street, przecież to tak blisko -zaszeptała jakaś klientka która siedziała pod oknem. Nadia potrząsnęła głową, jakby chciała wyrzucić zbędne myśli z głowy. Zaraz otworzyła swoją ulubioną książkę i pogrążyła się w lekturze.
*
Siedział na kanapie. W dłoni obracał kieliszek wypełniony czerwoną cieczą. Był skupiony na mapach rozłożonych przed nim na mahoniowym stole. Oznaczone czerwone punkty były to miejsca ostatnich ataków. Punkty układały się w klin, jakby były zaplanowane tak, by atakować jednocześnie w kilku miejscach. Owa linia morderstw ciągnęła się z zachodu kraju i wyraźnie postępowała naprzód. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie miasto w którym mieszka Nadia nie było centralnie na linii ataków.
Rozległo się pukanie do drzwi.
-Wasza wysokość, przyjechał kontener ze szczątkami - oznajmił służący.
Po chwili brunet szedł już ciemnym korytarzem ku tyłom rezydencji. Na miejscu był już Nataniel.
Spojrzał na rządek 5-ciu ciał. Odkrył twarz najbliższego.
- Pełzacze. One coś wyczuwają.
- Musimy coś zrobić. Widocznie jest to sprawka ICGEB.
- Czy tym razem udało się odzyskać jakąś duszę? - Zapytał brunet mierząc Nataniela wzrokiem.
- Wiesz to działa na zasadzie konia trojańskiego. Dusza pełzacza, którą połknie upadły staje się swego rodzaju wirusem. Przez co ICGEB tak łatwo może wysłać kolejnych, które go wyczuwają. A dusze które zostają wyjęte szybko rozpadają się w pył.
Nataniel odkrył twarze wszystkich zmarłych. Uwagę Artura przykuły zwłoki ostatniego mężczyzny. Rozpoznał w nim syna jego najbardziej zaufanego przywódcy łowców.
- Nie zastosował się do rozkazów - syknął Artur.
-Tak, gdy się zorientowano zabito go już w czasie potyczki z resztą pełzaczy.
- Przypuszczam, że ktoś z wyższych szczebli może być zainfekowany. Pełzacze widocznie kierują się w kierunku Hadesu.
- Artur - syknął. - wiesz że szczególnie teraz twoja oblubienica może być zagrożona. O ile szansa na zaatakowanie jej przez przypadkowego pełzacza jest niska, to teraz twoja obecność działa wabiąco na nich. Czas się już kończy.
Kruczowłosy wpatrywał się w twarz martwego upadłego.
- Postaw łowców w szczególnej gotowości w pobliżu granic Mistle. Kategoryczny zakaz spożywania dusz i picia krwi wszelkich tworów ICGEB.
- Oczywiście.
- Spalić zwłoki. - powiedział rozkazującym głosem.
Artur oddalił się ze spuszczoną głową. Mocno zaciskał pięści.
























Brak komentarzy: