Skazaniec w murach rezydencji
Za oknami nastał już wieczór. Wszystko wokół obległ mrok nocy. Czarnowłosa siedziała skulona na parapecie w jadalni. Rozmyślała, wpatrując się w pełną tarczę księżyca za oknem. Wpatrywała się na skrzący śnieg w jego świetle. Mieniące kryształki lodu niczym diamentowe punkciki błyszczały w ciemnościach. Odwróciła na moment wzrok i spojrzała przeciągle na wystawne pomieszczenie, w którym się znajdowała. Na podłodze położone były się czarne, połyskujące panele, a na ścianach bordowa tapeta w czarne roślinne wzory. Na środku pomieszczenia, znajdował się długi czarny stół z ozdobnymi nóżkami w kształcie liter "S". Każde krzesło przy stole miało pięknie zdobione ornamentami oparcie, okalające wygodną pikowaną poduchę z bordowego aksamitu. Nad stołem znajdowały się dwa czarne żyrandole, bogato zdobione kryształem. Pod ścianą znajdowała się bordowa kanapa, zdobiona w ten sam sposób co krzesła przy stole. Zasłony okien były jednolicie bordowego koloru, spięte złotym sznurem. Za czarnym parawanem zdobionym bordowymi i złotymi nićmi, znajdowało się przejście do kuchni.
Kuchnia była urządzona już w bardziej nowoczesny sposób. Białe szafki kuchenne, czarne błyszczące blaty. Na podłodze były ułożone białe, proste płytki. Srebrne lampy oświetlały pomieszczenie zimnym światłem. Na oknie za delikatną firanką, stał prosty czarny wazon z śnieżnymi, jasnymi różami.
Wtem Nadia dostrzegła w kuchni ruch. Podejrzliwie, zmrużyła oczy. Po chwili zza parawanu wyszedł sprawca całego zamieszania. Dziewczyna od razu go rozpoznała. Był to elegancko ubrany kamerdyner i to on przyjechał po nią pod Athelier. Mężczyzna niósł w dłoniach srebrną tacę, a na niej biały, porcelanowy dzbanek i filiżanka.
- Może panienka napije się herbaty? – służący stanął przy stole i uśmiechnął się miło. Mimo, że jego twarz przeszyły już głębokie zmarszczki, jego brązowe oczy z zielonymi plamkami błyszczały, zdradzając żywiołowość a zarazem inteligencje tego człowieka. Patrząc w nie Nadia miała wrażenie że patrzy w oczy młodzieńca w starej sylwetce.
- Dziękuję – powiedziała zaskoczona i odwzajemniła uśmiech.
- Nie wiedziałem co panienka lubi, więc postawiłem na rozgrzewającą kombinację czarnej herbaty ze skórką pomarańczy i imbiru – powiedział, nalewając z wprawą gorący płyn do filiżanki.
Nadia zeskoczyła z parapetu i podeszła do stołu. Aromat herbaty unosił się w powietrzu, otulając ją słodyczą pomarańczy. Usiadła na krześle, które odsunął przed nią kamerdyner. Poczuła się... wyjątkowo. Była trochę zakłopotana faktem, że ktoś jej usługuje. Poczuła się jakby była w wyjątkowo ekskluzywnej restauracji, jednak zważając na to, co przeżyła do tej pory w tej rezydencji, wszystko było zupełnie inne. Nadia ostrożnie wzięła gorącą filiżankę i zaczerpnęła łyk gorącego płynu.
- Jest pyszna – powiedziała, uśmiechając się do kamerdynera.
Ten ukłonił się i już miał wychodzić, gdy nagle odezwała się Nadia.
- Pan... Fryderyk tak? Zapomniałam panu podziękować, że mnie pan przywiózł wczoraj.
- Ależ proszę. Miło jest czasem zrobić coś dla kogoś, kto nie jest Natanielem – zażartował uśmiechając się życzliwie.
Nadia zaśmiała się dźwięcznie.
- Pan jest chyba dość długo w tym miejscu?
- Służę rodzinie Baskerville całe życie. Jednak, nie zawsze jako kamerdyner. Mimo to, wiele znaczy dla mnie to miejsce.
- Nie zawsze jako kamerdyner?
- Cóż, gdybym tego nie zrobił, pewnie spotkałby mnie dość niekomfortowy los.
- Dlaczego? Jeśli mogę zapytać - zagadnęła niepewnie.
- To długa historia o buncie łowców.
- Bunt łowców? Nigdy o tym nie słyszałam. Niech mi pan opowie.
- Mogę? – tu Fryderyk spojrzał wymownie na krzesło.
Nadia kiwnęła głową.
Mężczyzna usiadł na krześle i spojrzał na Nadię.
- W sumie nic się nie stanie, jak opowiem coś z naszej historii. Od czego by tu zacząć... – zaśmiał się. – Wiesz zapewne, co ojciec pana Artura i Nataniela uczynił. Jego eksperymenty na duszach odbiły się ogromnym echem wśród naszej społeczności. Testował w akademiach łowców wymyślne szczepionki, które miały być podobno dla nas pomocą. Zapoczątkowało to ogromny bunt wśród młodzieży w akademiach. Powstał ruch oporu, przeciwko prowadzonym eksperymentom i wykorzystywaniu nas do badań. Oraz wprost-przeciwko jego rządom. Gdy ukończyłem akademię i stałem się łowcą, przyłączyłem do ruchu oporu. Jako iż byłem w czołówce najlepszych uczniów, szybko wybiłem się rangą w hierarchii łowców. Wtedy ta formacja nie była skierowana do walki przeciw ICGBE, lecz było to po prostu wojsko Araona, naszego króla. O wiele mniej nas było, niż w dzisiejszych czasach. Tym bardziej dotkliwa była nasza... zdrada dla króla. Moim zadaniem było zdobyć jego zaufanie, by móc zadać... ostateczny cios. - tu głos Fryderyka załamał się nieznacznie. Westchnął głęboko i wznowił swoją opowieść.
- Byłem głównym generałem jego gwardii królewskiej. Szybki awans w tym wieku zawdzięczałem też sympatii króla do mojej osoby. Gdy zamach stanu był już dokładnie zaplanowany, odkryłem że plan obejmuje nie tylko jego osobę, ale i jego dzieci i oblubienicę. Uderzyło mnie to. W końcu znałem te dzieci od dnia narodzin oraz ich matkę. Tym bardziej nie mogłem się na to zgodzić, zwłaszcza że oni chcieli zarżnąć nawet Cayanę, nawet gdy była już w takim stanie jakim jest teraz.
- Bez duszy – wyszeptała Nadia.
- Nie mogłem do tego dopuścić, ale ich żądza mordu była zbyt duża. Zwróciłem się z błaganiem o pomoc do rady nieśmiertelnych. Wtem wszyscy dowiedzieli się o istnieniu ICGBE, bo własnie wtedy ta gdy organizacja uwięziła króla. Przekonałem łowców że wystarczającą zemstą będzie w tym wypadku zostawienie go na pastwę losu. Poskutkowało. Gdy rada nieśmiertelnych odbiła Araona, wykonała publiczny wyrok na obalonym królu – wieczność w żelaznej dziewicy. Złagodziło to morale łowców. Jednak prawo to prawo. Zdrada króla to jedno z najpoważniejszych wykroczeń przeciwko naszym zasadom, a ja jako dowódca, podobnie jak każdy ważniejszy generał, musiałem ponieść karę. Przycięto nam skrzydła, co jest jednoznaczne z wykluczeniem z grona łowców. Trzeba przyznać, że jest to dość łagodna kara, jak na wymiar przewinienia. Ja ponadto zostałem wezwany do służby Baskerville, do końca swoich dni – mężczyzna uśmiechnął się patrząc w przestrzeń – nie żałuję niczego. Cieszę się, że przynajmniej tak mogę odpokutować za udział w planach, mających za zadanie zabić niewinne dzieci.
- To niesprawiedliwa kara. Przecież pan wyjawił Radzie wasze zamierzenia!
*
Późny wieczór, tego samego dnia
Weszła do komnaty i zauważyła, że Artur leży pogrążony w myślach na łóżku. Podeszła do niego wolnym krokiem. Usiadła na skraju i wpatrzyła się w księżyc za oknem.
Artur usiadł i zbliżył się do czarnowłosej. Opuszkami smukłych palców przejechał po jej ramieniu, strącając nieuważnie ramiączko jej sukienki. Przypatrywał się jej błyszczącym w świetle księżyca oczom. Zbliżył się do niej i zachłannie wciągnął powietrze, delektując się znajomym zapachem wanilii. Złożył delikatny pocałunek na jej szyi a jego włosy łaskotały ją w ramię.
Nagle Nadię przeszył znajomy ból głowy. W myśli wplątała się inna, obca, nie należąca do niej.
„Cały mój żywot czekałem na ciebie, ma nadziejo"
Nadia ujęła jego podbródek i złożyła delikatny pocałunek na jego ustach.
- Piękne słowa
- Co?
- Nie, nic – uśmiechnęła się w ciemnościach.
Brunet zaczął delikatnie gładzić jej policzek, przeciągnął opuszkami palców po jej ramieniu. Na wierzchniej stronie jej dłoni, zaczął kreślić małe kółeczka. Nadia złapała go za dłoń, drugą ręką ujęła jego kark i przyciągnęła tak, że znalazł się nad nią. Czarnowłosy złożył zmysłowy pocałunek na jej ustach, przejechał językiem po jej szyi, by złożyć kolejny pocałunek na dekolcie.
Nadia zauważyła nikły błysk czerwieni w jego oczach. Wczepiła dłoń w jego miękkie włosy. Drugą ręką rozpięła guzik jego koszuli. Gładziła go po obojczykach, delikatnie ściskała jego dłoń. Ta bliskość koiła jej rozszalałe serce.
Oddalił się od niej na moment, by spojrzeć w jej błyszczące oczy.
- Nadio, ofiaruję ci cały mój żywot. Chcę budzić się koło ciebie każdego ranka, stawiać czoło przeciwnościom tego świata. Jeśli kiedykolwiek me oczy będą zwrócone na ciebie bez miłości, wiedz że już nie żyję - powiedział wtulając się w burze jej włosów.
- Chcę być z tobą już zawsze – zaszeptała mu do ucha – i jestem gotowa zapłacić za to marzenie najwyższą cenę.
Artur zrozumiał co miała na myśli. Przeistoczenie.